sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział V

Dookoła mnie ciemność. Widzę ją, słyszę i czuję. Nie ma nic poza nią. Nie pamiętam jak się tutaj znalazłam i co tutaj robię. Boję się, ale to bardziej lęk niż strach. Nie wiem im jestem, nie wiem jak się nazywam. Ciemność, tylko to jest. Dziwnie jest nie odczuwać bólu, smutku, złości. Jak mam pozbyć się tej pustki? Nie chcę tutaj być, chcę stąd iść. To ciemność, ona przepełnia wszystko dookoła mnie. Nie mogę już jej wytrzymać, niech ona zniknie! Chcę znaleźć się w miejscu, gdzie byłam na samym początku. Pragnę wrócić tam, skąd tutaj przyszłam.

***

Otworzyłam szeroko oczy i natychmiast tego pożałowałam. Zakręciło mi się w głowie i poczułam rwący ból, który nasilał się z każdą sekundą. Obraz był zamazany, a ja słyszałam urywki rozmów. I nagle zdałam sobie sprawę z tego, że moje oczy nie były szeroko rozwarte, tylko delikatnie uchylone. Pewnie nie było po mnie widać, że się obudziłam, ale to mi specjalnie nie przeszkadzało. Chciałam się tylko pozbyć tego cholernego bólu, który doprowadzał mnie do szału. Tak w ogóle to gdzie ja jestem? Ze zdezorientowaniem otworzyłam szerzej oczy i ujrzałam biel. Białe łóżka, białe ściany, białe szafy. Wszystko było białe! Może to kolejny głupi sen, który ma mi pokazać, w jakiej beznadziejnej sytuacji się znalazłam? I wtedy zrozumiałam. Byłam w szpitalu, prawdziwym szpitalu. Z powrotem zamknęłam oczy, starając się pozbyć natrętnego bólu, jednak moje starania poszły na marne. Rozprzestrzeniał się po całym moim ciele, uderzając jak grom z jasnego nieba, a ja nic nie mogłam zrobić. Jedyne co mi przychodziło do głowy to, to żeby przetrwać i nie pisnąć ani słówka. Nie chciałam, żeby ktoś zaprzątał sobie głowę moją osobą. Nie znosiłam być w centrum uwagi, to zawsze mnie irytowało i wprowadzało w stan niepewności. Nie byłam urodzoną przywódczynią, wolałam zostać w cieniu i patrzeć jak inni robią z siebie idiotów, a nie ja. To co kto robi mało mnie obchodzi, to mnie nie dotyczy. Jego sprawa czy się zbłaźni, czy nie, ja mam to szczerze mówiąc w dupie. Nie chciałam, by ktoś przejmował się moim stanem, więc lekko zacisnęłam zęby, żeby nie jęknąć z bólu. Szerzej otworzyłam oczy, żeby dostrzec, co się dzieje. Zobaczyłam Caroline i Elenę, które stały do mnie plecami i najwyraźniej sprzeczały się o coś z pielęgniarką, stojącą im naprzeciw. Współczułam tej biednej kobiecie, bo krzyk tych dwóch obudziłby nawet nieżywego, więc już chyba wiem, czemu jestem przytomna. I nagle przypomniałam sobie, jak się tutaj znalazłam. To dzięki Klausowi, temu pieprzonemu wampirowi i jego zasranym kłom! Bez zastanowienia poderwałam się do pozycji siedzącej i od razu tego pożałowałam, bo w następnej chwili o mało nie zesrałam się z bólu, który uderzył w moją głowę z wielką siłą. Zauważyła to ta cała pielęgniareczka, bo podbiegła do mnie jakby się co najmniej paliło. Na jej twarzy było wypisane przerażenie, którego ja nie rozumiałam, bo poza bólem nic mi nie było.
— Co ty wyprawiasz?! — wykrzyknęła ze ściśniętym ze staruchu gardłem. Nie miałam pojęcia, o co jej do jasnej cholery chodzi, bo w końcu nic takiego nie zrobiłam. — Czy ty już do końca zdurniałaś?!
Teraz to już przesadziła, przecież ja tylko siedzę! Jakie bezczelne babsko, co ona sobie w ogóle wyobraża? Jestem w końcu pacjentką, a nie przyjaciółką do paplania o byle czym. Podniosłam się tylko na tym pieprzonym łóżku, więc to raczej nie jest powód do wrzeszczenia na mnie jak na idiotkę. Zachowywała się tak jakbym jej całą rodzinę wybiła, a przecież tego nie zrobiła. Czasami nie ogarniam niektórych ludzi, co więcej niektórych mam ochotę nawet palnąć w głupi łeb. Nie znoszę, kiedy ktoś powie coś od czapy, to jest takie głupie. Gapiłam się więc na tą babę jak na idiotkę, którą najprawdopodobniej była. Nie żebym była jakaś okropna i bez serca, ale chcę chociaż krzty szacunku, a ona mnie traktuje jak małe dziecko.
— Że co proszę? — wykrztusiłam w końcu, kompletnie zbita z tropu. Dezorientacja biła ode mnie na kilometr, co dało się z łatwością wyczuć. — Mówisz do mnie?
Jej twarz robi się czerwona z wściekłości, ale nie dbam o to. Zirytowała mnie, więc dlaczego ja nie mam zrobić jej tego samego? Głupia baba… Mam nadzieję, że długo nie będę musiała tu leżeć i patrzeć na jej parszywą gębę, bo oszaleję. Widzę wściekłość także w jej oczach, na co uśmiecham się uroczo, co ją jeszcze bardziej oburza.
— Oczywiście, że do…! — Nie pozwoliłam jej do kończyć.
— To przestań na mnie wrzeszczeć jakbyś miała niedojebanie mózgowe! — warknęłam w jej stronę z kpiącym uśmieszkiem. Jeśli myślała, że to ona wygrała, to bardzo się pomyliła, bo ja sobie nie dam. — Nie wiem, o co ci do jasnej cholery chodzi, więc daruj sobie to darcie mordy, bo nijak to na mnie nie działa.
Nawet nie wiedziałam, kiedy wstałam z łóżka, ale jedno było pewne. Przynajmniej już nic mnie nie bolało, bo w innym wypadku już dawno bym srała i darła się jak opętana. Natomiast kobieta parzyła na mnie jak na jakiś bardzo ciekawy okaz w ZOO. Była tak zaskoczona, że w tym momencie nie wystraszyłby jej nawet spadający centralnie na nią fortepian. Myślałam, że coś powie, opieprzy mnie i będzie po sprawie, ale ona po prostu stała i się na mnie gapiła. Nie miałam pojęcia co się dzieje, no bo normalny człowiek jest przeważnie normalny, co nie? Ze zirytowaniem pokręciłam głową, patrząc na nią z drwiącym uśmieszkiem.
— Kiedy mogę stąd wyjść? — zapytałam najzwyczajniej w świecie, podnosząc brew. Chciałam znaleźć się w moim pokoju i zadzwonić do Vicki, wyzywając na cały Boży świat, a już w szczególności na to pieprzone Mystic Falls. Niestety ona dalej gapiła się na mnie jakbym palnęła jakąś głupotę i nie chciała się przyznać, zirytowała mnie znowu. — Możesz mi kurwa odpowiedzieć na to pieprzone pytanie?!
Pielęgniarka zamrugała kilkakrotnie, a potem wlepiła we mnie swoje pytające spojrzenie. Wyglądała jakby co najmniej piorun w nią trzasnął, może nawet tuzin piorunów, patrząc na jej włosy. Była naprawdę zdziwiona, a że mi mocno chciało się wrócić do domu, po prostu prychnęłam.
— Wiesz co? — sarknęłam z pogardliwym uśmieszkiem. — Wyjdę teraz, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
Dalej się na mnie gapiła, a ja pomyślałam sobie, że jest głupsza ode mnie, bo ja na jej miejscu powiedziałabym coś na kształt "Nie, nie możesz teraz wyjść". Jednak nie, ona wolała się na mnie gapić jak jakiś, dobrze kamuflujący się, pedofil. Zaraz zacznę się bać ludzi albo pielęgniarek, to było naprawdę dziwne uczucie. To jeszcze nie znaczy, że ta kobieta była normalna, bo to nie prawda. Wyglądała na najbardziej pojebaną pielęgniarkę wszechczasów.
— Co?! — wykrzyknęła nagle, a ja aż podskoczyłam. Ona jest jakaś nienormalna. — Oczywiście, że nie!
Teraz to mnie zdenerwowała. Ja staram się być naprawdę spokojna, ale jeśli ktoś bez powodu drze na mnie mordę to chyba logiczne, że się wkurzam. Kogo by nie denerowało takie zachowanie? Ja współczuję osobie, która ma tę babę na codzień, bo ja bym nawet godziny z nią nie wytrzymała. Już teraz miałam ochotę oderwać jej głowę i rzucić nią pod autobus, a co dopiero za godzinę. Odpowiedziałam jej więc najbardziej spokojnym tonem, na jaki było mnie w tamtym momencie stać.
— Kobieto, zdecyduj się do jasnej cholery! — warknęłam zirytowana do granic możliwości, patrząc na nią spod byka. — Jestem zdrowa jak ryba, więc chyba mogę sobie stąd iść. To nie jest jakiś hotel, żeby przetrzymywać zdrowych. Otrząśnij się!
Tupałam rytmicznie nogą, dając jej do zrozumienia, że mi się śpieszy. Ona chyba miała to w dupie, bo kolejny raz wytrzeszczyła na mnie oczy. Zabiję ją, przysięgam, że ją zabiję. Kiedy ta gapiła się na mnie przez dobre dwie minuty, to pomachałam jej dłonią przed oczami, żeby przywrócić ją do porządku.
— Dzisiaj popołudniu zostałaś zaatakowana przez dzikie zwierzę i ty próbujesz prawie straciłaś całą krew... — wyszeptała z rosnącym przerażeniem. Z każdym słowem jej twarz robiła się coraz bardziej blada. — Powinnaś ledwo żyć... Ledwo oddychać... Ledwo się ruszać... A ty po prostu stoisz przede mną. To jest jakieś nienormalne. Ty jesteś nienormalna!
W następnej chwili Elena stała już przed pielęgniarką i parzała jej głęboko w oczy. Nie wiedziałam, co się dzieje. bo kto normalny by się tak zochował w takiej sytuacji. Odpowiedź jest prosta... Nikt normalny. Jednak szatynka była skupiona jakby właśnie przemawiała do prezydenta i wyglądała na poważną.
— Zapomnisz o tym, co się tutaj zdarzyło. Była tutaj dziewczyna po ugryzieniu przez dzikie zwierzę, ale nie było to nic poważnego, więc została wypuszczona do domu. Teraz pójdziesz na kawę — powiedziała spokojnie, dalej patrząc kobiecie w oczy.
Kurwa co?
To było pierwsze, co przyszło mi do głowy. O co tutaj chodzi? Oni wszyscy są jacyś psychiczni i powinnam się trzymać od nich z daleka. Wiecie co jest w tym najlepsze? Ta baba po prostu wyszła z sali, mrucząc coś, co brzmiało "Zapomniałam o tej przeklętej kawie..." Patrzałam się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała i byłam cholernie zdziwiona. Ale kto by nie był? Przed chwilą jakaś wariatka na moich oczach zaczarowała pielęgniarkę. Obydwie dziewczyny spojrzały się na mnie w tym samym momencie, a ja omal nie zachłysnęłam się śliną. Cofnęłam się o krok i momentalnie pobladłam.
— Zbliżcie się do mnie chociaż o krok, to zacznę tak głośno wrzeszczeć, że aż wam bębenki wyjebie z uszu — syknęłam w ich stronę z groźbą w moich słowach. One chyba dobrze zdawały sobie sprawę z tego, że był to zrobiła, bo odsunęły się trochę ode mnie. — Po pierwsze, jaki kurwa atak dzikiego zwierzęcia? Wszystkie dobrze wiemy, że był to ten sukinkot Klaus, więc po cholerę kłamiecie? Po drugie, coś ty jej zrobiła, wariatko? Po trzecie, jak to kurwa w ogóle możliwe, że żyję?
Ich wzrok był we mnie wlepiony, a one nie miały pojęcia, co mi odpowiedzieć. Miałam ochotę do nich podejść i zabić własnoręcznie, bo w jakiś stopniu je polubiłam, a okazało się, że są takie same jak ten pieprzony Mikaelson. Tylko dlaczego mnie to nie dziwi, no powiedzcie mi. Dlaczego coś takiego musi spotkać mnie? Dlaczego nie mogę być zwykłą dziewczyną z problemami typu "Nie wiem, w co mam się dzisiaj ubrać"? Oczywiście, jak się pieprzy to wszystko. Najpierw straciłam mamę, później tatę, a teraz próbuje mnie zabić banda wampirów. Czyż to nie jest kurwa cudowne? Jednak jestem twarda i nie dam im tej pieprzonej satysfakcji - będę walczyć do końca i niech nie myślą, że będę ich błagała o litość. Co to, to nie.
— Nie denerwuj się, Ronnie. My po prostu... — Tu Elena zawiesiła głos. Była przestraszona, ale bardziej zaskoczona.
— Wy po prostu co...? — zapytałam już spokojnie, przyglądając im się nieufnie. Niech sobie nie wyobrażają, że lubię.
Szatynka wzięła głęboki oddech i odezwała się, lekko drżącym z emocji, głosem.
— Zauroczyłam ją, Ronnie. Nie przeczę, jestem wampirem, ale nie takim jak Klaus. Ja jestem dobrym wampirem. Dużo osób w mieście wie, że istnieją takie stworzenia jak my, więc piją werbenę. Jest to jedna z broni na wampiry, jeśli ktoś ją pije, to krwiopijca nie może go zauroczyć. Nikt nie może być pewien, że istniejemy, bo wtedy zacznie się piekło. Stąd ten "atak dzikiego zwierzęcia" — Tutaj odetchnęła głośno, ale po chwili mówiła już dalej. — A dlaczego żyjesz? Odpowiedź jest prosta. Masz w żyłach wampirzą krew, która uzdrawia. Co prawda... Nie było pewności czy przeżyjesz, czy nie, ale była nadzieja.
Patrzyłam na nią jak na idiotkę, bo ona chyba nie myślała, że w to uwierzę, prawda? Nie, ona była pewna, że wezmę jej słowa za prawdę i zacznę uważać, że one są świetne i cudnowna. Oni wszyscy powinni się leczyć! Jednak... Nie chcę wyjeżdżać z miasta, dobrze wiem, że któryś z tych potworów jest zamieszany w śmierć moich rodziców. Mam w dupie czy to są wampiry, czy ludzie - zemszczę się i tego wszyscy mogą być pewni. Nikt beskarnie nie będzie zabijał mojej rodziny, nigdy więcej tak się nie stanie. Miałam ochotę, wykrzyczeć im prosto w twarz jakimi są pieprzonymi idiotkami, ale darowałam sobie to. Na to przyjdzie pora później.
— Wy chyba nie myślicie, że ja wam kurwa wierzę? — parsknęłam z spiącym uśmieszkiem, który natychmiast pojawił się na moich ustach. — Bo jeśli tak to znaczy, że jesteście bardziej pojebane niż myślałam.



Nadzieja zniknęła z ich oczu, a na jej miejscu pojawił się smutek. Zraniłam ich uczucia, jak mi ich szkoda. To musi tak boleć... Ta bezmierna głupota, która zabija je od środka. Ja na ich miejscu, chyba popełniłabym samobójstwo. Żyć z brakiem mózgu i inteligencji, to dopiero okropny los. Gapiły się na mnie tak żałośnie, że omal nie zesikałam się ze śmiechu. Chcą mnie wziąć na litość czy jak? Cóż... Jeśli tak, to słabo im się to udaje, bo mnie to tak obchodzi jak zeszłoroczny śnieg. Niektórzy ludzie potrafią być naprawdę głupi, tak bardzo, że aż mnie to śmieszy. Nie mogąc się powstrzymać, po prostu cicho zachichotałam.
— Gdybyście widziały teraz swoje miny! — parsknęłam głośno, patrząc na nie z złośliwym błyskiem w swoich brązowych oczach. — To byście zesikały się ze śmiechu!
Patrzały na mnie jak jakieś dwie pedofilki, a ja nie wiedziałam co zrobić. Ludzie zwykle boją się pedofilii i przed nimi uciekają, więc to chciałam w pierwszym momencie zrobić. Jednak sekundę później pomyślałam, że zachowałabym się jak jakaś niezrównoważona idiotka, więc zrezygnowałam z tego pomysłu. Jedyne co mi zostało, to stać tak jak jakaś pieprznięta kretynka i czekać aż któraś jaśnie pani się odezwie. Na szczęście długo nie musiałam czekać, bo głos zabrała Caroline. Cholera, ona naprawdę wyglądała jak ja i to mnie przerażało. Nie mogą być dwie identyczne Ronnie, jest tylko jednak jedyna powalona Ronnie i jestem nią ja.
— Posłuchaj, Ro... — zaczęła z niepewnym wyrazem twarzy, jednak uśmiechała się delikatnie. Wyglądała jakby naprawdę jej zależało na tym, bym poznała prawdę i prawie uwierzyłam, że to, co wychodzi z jej ust, to prawda. — My, ja i Elena, naprawdę nie stoimy po stronie Klausa. On jest złym, nie to co my. Nie napadamy na ludzi, nie spijamy z nich krwi ani nie zabijamy. Nie jesteśmy nim, więc zrozum to w końcu. To on jest zły, nie my. Musisz nam uwierzyć. Chcemy, żebyś pojęła, że my stoimy po jasnej stronie mocy, nie po ciemnej.
Szatynka kiwnęła głową na potwierdzenie słów przyjaciółki. Obydwie miały na ustach uśmiechy, jednak nie mogłam rozszyfrować czy były szczere, czy nie i to mnie irytowało. Wyglądało tak jakyb wampiry potrafiły chować uczucia, lepiej je ukrywać, kamuflować, ale po co? Odpowiedź jest prosta, bo tak jest lepiej. Próbowałam wypatrzeć w ich oczach nienawiść, jakiekolwiek złe uczucie, ale nie mogłam i to było najbardziej denerwujące. Miałam ochotę trzepnąć głową o stół. Zrobić coś, co sprawiłoby, że one pokażą jakieś negatywne uczucia, a nie te pełne miłości i uśmiechu. Chciałam, żeby pokazały siebie, a nie to co każdy chce widzieć. Prychnęłam pogardliwie, patrząc na te głupie uśmiechy na ich ustach.
— Kurwa, mam dość tych zasranych kłamstw! — warknęłam, patrząc na nie z wstrętem. Powoli zaczęłam odwracać się w stronę drzwi. — Wychodzę i nie próbujcie mnie zatrzymać, fałszywe szmaty.
Gdy skończyłam mówić te słowa, stałam odwrócona do nich tyłem. Kopnęłam w krzesło, które stało mi na drodze, a ono przewróciło się z hukiem.
— Zastanów się nad tym. Ronnie... — zaczęła Elena swoim spokojnym głosem, który w tej chwili doprowadzał mnie do szału. — Jeśli stwierdzisz, że mamy rację, to przyjdź na imprezę Matta.
Gówno obchodziły mnie jej słowa, miałam je szczerze w dupie. Nie przejmowałam się tym, byłam wściekła.
— Pierdol się, Elena — odpowiedziałam tylko pogardliwym tonem.
Wyszłam z pomieszczenia, trzaskając drzwiami. Chciałam podejść do jakieś pielęgniarki i zapytać się jej, czy nie wie czasami gdzie do diabła są drzwi, ale poczułam jak ktoś łapie mnie za nadgarstek. W następnej chwili patrzałam w piękne, błękitne oczy jakiegoś faceta i po wyrazie jego twarzy wiedziałam, że był zły, bardzo zły. Nie wiedziałam o co mu chodzi, no bo pierwszy raz widzę kogoś takiego na oczy. Zrobiłam minę o-co-ci-facet-chodzi i chciałam wyrwać rękę, ale jego uścisk był zbyt mocny.
— Czego chcesz? — warknęłam lekko zirytowana, patrząc na niego spod byka.
Na jego twarzy pojawił się kpiący uśmieszek, a on sam zbliżył swoją twarz do mojej. Dziwnie to musiało wyglądać z boku, ale nie wnikam.
— Słuchaj, Blondi... — syknął z wściekłością. dalej na mnie patrząc. — Jeszcze raz odezwiesz się tak do Eleny, to zamiast na imprezę twój duch będzie mógł zbierać to, co z ciebie zostanie.
Parsknęłam, wrednie i pogardliwie. Po prostu tak rozbawiły mnie jego słowa. Czy on myślał, że się przejmę? Albo, że się wystraszę? Niektórzy ludzie to mają wyobraźnię i wierzą, że stanie się coś, co jest niemożliwe i nierealne.
— Jeśli myślisz, że ktoś taki jak ty może mi rozkazywać, to się mylisz... — Byłam wściekła, a te słowa wręcz wyplułam. Co ten gnojek sobie wyobraża? — Powinieneś poszukać jakiejś dobrej ściany, rozpędzić się i z impetem w nią uderzyć. Jesteś wręcz żałosny, chłopie.
I w następnej chwili lekko się go wystraszyłam, a myśląc "lekko" mam na myśli, że tak się przeraziłam, że o mało na zawał nie zeszłam. Zrobił do samo co ten zasrany Klaus, a mianowicie wyszczerzył na mnie swoje kły. Jaki pieprzony idiota, co on sobie w ogóle wyobraża?! Że jestem jakąś wampirzą przekąską?! Co to, to nie. Natychmiast odpowiedziałam mu na to, uderzeniem pięścią w twarz. Chyba nie tego nie spodziewał, bo odsunął się ode mnie o kilka dobrych kroków. Jebany tchórz... Jak on śmiał mnie w ogóle dotknąć?!
— I co, Blondi, strach cię obleciał? — parsknął i spojrzał na mnie z groźnym błyskiem w oku. Jednak ja się nie bałam, byłam wściekła.
Prychnęłam pogardliwie, wpatrując się w niego jak w jakiegoś naprawdę ohydnego robala. Zaczyna mnie wkurzać to zasrane miasto. Czy wszyscy tutaj są wampirami? Jeśli tak, to ja się chyba zabiję.
— Jedyne co mogło mnie oblecieć, to odór nadlatujący z twojej rozwartej gęby — odpowiedziałam, podnosząc dumnie głowę. Patrzałam na niego z chłodną obojętnością, co go zdziwiło. — Mógłbyś myć zęby, chociaż od czasu do czasu.
Nie wiedziałam, co było lepsze to, że facet dostał kurwicy i pierdolca za jednym razem, czy to, że był w takim stanie dzięki mnie. Po prostu to mnie tak rozwalił, że o mały włos, a zabiłabym go śmiechem. Nienawidziłam, kiedy ktoś ma za wysokie mniemanie o sobie, a ten koleś właśnie taki był. Chciałam zedrzeć mu ten uśmieszek z twarzy, no i mi się udało.
— Ja ze śmierdzącym oddechem mogę coś zrobić, ale ty blondynką będziesz przez całe życie — powiedział z kpiącym uśmiechem na ustach, a mnie trafił szlak. Może nie byłam nazbyt mądra, ale bez przesady, aż tak ze mną źle nie jest. Jaki bezczelny, pieprzony dupek.
— Nie każda blondynka jest głupia, ale każdemu śmierdzielowi śmierdzi z gęby — stwierdziłam przesłodzonym głosem, patrząc na niego wymownie.
Jednak nie byłam jeszcze wredna, jeszcze nie byłam na tyle ile potrafiłam.
Mężczyzna spojrzał na mnie z uznaniem, a ja powstrzymałam uśmiech satysfakcji. Był jakiś nienormalny i powinien się leczyć.
— Czekaj, bo nie rozumiem... — zaczął z dziwnym błyskiem w oku. — Wiesz, że jestem wampirem i mógłbym cię zabić, a ty dalej ze mnie kpisz. Ty jesteś tak całkiem normalna, Blondi?
Mrugnęłam kilkakrotnie, nie rozumiejąc o co mu chodzi. Jednak już sekundę później zakminiłam i rozbawiło mnie to wręcz, bo czego ja się miałam kurwa bać? Jeszcze przed chwilą leżałam nieprzytomna, bo inny popapraniec prawie opróżnił mnie do dna, a teraz drugi cep się napatoczył.
— Nie jestem tak całkiem normalna, demonie.. — syknęłam, patrząc mu przy tym prosto w oczy. Nie mogłam okazać słabości komuś takiemu jak on.
Jednak brunet uśmiechnął się tylko podle, a w jego oczach zatańczyły iskierki rozbawienia. Wyglądał jakby urwał się z cyrku. Ja tu do niego wrednie i w ogóle, a ten do mnie z takim czymś..
— Źle wymawiasz moje imię, skarbie.. — westchnął przeciągle, dalej na mnie patrząc. — Jestem Damon, a nie Demon.
Nie powiem... Głowę to on miał na karku. Był pewnym siebie facetem, ale wystarczy znaleźć jego słabość i ją wyeliminować. Coś mi się wydaje, że znalazłam, ale nie jestem pewna. Czyżby Elena była dla niego całym światem? Tak? Ale byłaby szkoda, gdyby w nią tak piorun strzelił albo nagle wbiłby się jej kołek prosto w mordę.
— Dla mnie to ty możesz być nawet wróżką zębuszką — parsknęłam. Patrzałam przy tym na niego z tą moją typową pogardą we wzroku. — A teraz schowaj grzecznie to swoje kły i wypierdalaj stąd. Albo wiesz co? Ja stąd wyjdę.
Patrzył na mnie tymi swoimi niebieskimi ślepiami, a ja nie wiedziałam o co mu do jasnej cholery chodzi. Nie odezwał się ani słowem. Może to dlatego, że jego mózg jest przeładowany tą jego głupotą i wolniej działa? No mniejsza z tym... Dlatego po prostu mu się wyrwałam i opuściłam szpital.
Miałam dosyć tej bandy potworów, która się wokół mnie kręciła. Byli denerwujący i miałam ochotę wbić im drewniane kołki prosto w te zasrane serca. Nie wiedziałam gdzie jest mój dom, więc po prostu ruszyłam do przodu, mając nadzieję, że kiedyś trafię na miejsce. Szłam już tak dobre pół godziny i szczerze mówiąc, już mi się to cholernie znudziło. Patrzałam na różne domy, drzewa, ludzi, zwierzęta. Wszytko było inne niż w Angilii i chyba to najbardziej bolało. Nie było tutaj niczego, co znajdowało się w Wielkiej Brytanii. Chciałabym poczuć się jak w domu, zobaczyć moje przyjaciółki, moje mieszkanie i wrócić do starego życia. Tak bardzo pragnę, żeby moi rodzice żyli i byli tutaj ze mną, ale niestety tak nie będzie i muszę się z tym do cholery pogodzić.
I kiedy już myślałam, że nigdy nie zobaczę domu mojego wuja, to on nagle się przede mną zmaterializował. Weszłam do środka i od razu poszłam do swojego pokoju, rzucając  uprzednio w stronę wujka, siedzącego na fotelu i pijącego piwo, ciche powitanie. Ten kraj, ten świat, to życie... To wszystko było takie dziwne i tajemnicze. Miałam dość wampirów i tych wszystkich innych idiotów do końca swojego życia. Wątpię, że czosnek czy coś w tym rodzaju na nich działa, bo to by było wręcz żałosne. Kurde... Miałam ochotę wywrzeszczeć na cały regulator jakie życie jest popieprzone, ale w ostatnim momencie przypomniałam sobie, że jestem osobą, która nie pokazuje słabości. Moją słabością jest pech, wielki i niewyobrażalny pech. Można by rzec, że przez całe życie wdeptuję moimi glanami w gówno, ale za każdym razem zapominam ich wyczyścić i ta wielka kupa gówna tylko rośnie, zamiast się zmniejszać. Wam się to może wydawać śmieszne, ale w ciągu tych dwóch dni stało się naprawdę dużo pechowych rzeczy. Mam najpodlejszego wujka na całym świecie, który możliwe, że chce mnie doprowadzić do kurwicy. Znalazłam bliźniaczkę, która w pierwszej chwili chciała mnie udusić. Jakiś typek, który ma się za nie wiadomo kogo, prawie opróżnił mnie z krwi. Trafiłam do szpitala i byłam bliska śmierci, ale w dalszym ciągu nie wiem, jak przeżyłam. A na sam koniec zaczepia mnie kolejny wamapir, który na dodatek jej wkurwiony i chce mnie zabić, bo nakrzyczałam na jego laskę. Przypomnę, że to się zdarzyło tylko w te dwa dni i na dodatek jest to prawda, a nie jak w tych wszystkich show w telewizji, w których ludzie za kasę robią z siebie skończonych debili. Na dodatek miałam dalej ten pieprzony dylemat, czy iść na tę imprezę, czy jednak zostać w domu. Nie miałam pojęcia, co zrobić... Z jednej strony mogę iść i udawać, że wszystko w porządku, a na sam koniec zdemaskować ich na oczach wszystkich. Jednak... Aż tak okropna nie jestem. A z drugiej strony, zawsze mogę się świetnie bawić, a to mi przecież nie zaszkodzi.
W następnej chwili do mojego pokoju wszedł wujek. Dobra, rozumiem, ale mógł chociaż zapukać, a nie wpiernicza sobie i myśli, że jest królem. Nie na moim posterunku... Moje usta wygięły się w sarkastycznym uśmiechu, spojrzałam na mężczyznę z irytacją w oczach.
— Puka się... — wysyczałam w jego stronę. Mój głos był taki obojętny, beznamiętny. Nie obchodzą mnie jego intencje z jakimi tu przeszedł, ja się nie prosiłam, żeby w ogóle tutaj wchodził. — Jeśli nie nauczono, to wypad.
Wuj Tony spojrzał na mnie z miną niewiniątka, ale na jego ustach czaił się wredny uśmiech. No i zaraz się zacznie... Tak mi się nie chce z nim kłócić o byle gówno, że aż mnie to irytuje. Dlaczego nie mogłam zostać w Anglii do cholery? Teraz miałabym spokój od jakiś złamasów.
— Jestem w swoim domu i nie muszę pukać — odpowiedział spokojnie, kiwając głową na boki. Jakiż on jest denerwujący.
Parskam cicho. Jaki dorosły się nagle zrobił, no patrzcie.
— Kultura tego wymaga — powiedziałam, podnosząc brew do góry w geście rozbawienia. — Ale co ty wiesz o kulturze...
Blondyn uśmiechnął się z rozbawieniem, ale dostrzegłam w tym smirku coś wrednego, więc spodziewałam się, że zaraz powie coś głupiego. Oczywiście nie pomyliłam się, nigdy się nie mylę.
— Na pewno więcej niż ty — stwierdził z uśmiechem, który nie dotykał jego oczu. — Chodź i ugotuj mi obiad.
Podniosłam brew z kpiną w oczach. Albo źle usłyszałam, albo on to naprawdę powiedział. Nie wiedziałam, co mam zrobić w pierwszej kolejności - zdzielić go czy zacząć się na niego drzeć. Nie wybrałam ani tego, ani tego.
— Nie — wypowiedziałam te słowa spokojnie i prosto. Nie będę na niego unosić głosu. — Powiedziałam, że nie będę dla ciebie gotować. Nie chcę tego robić i nie będę.
Wuj parsknął cicho, patrząc mi w oczy z pogardą. Uuu.. Zły Tony wkracza do akcji.
— Nie pytałem, czy chcesz, masz to po prostu zrobić — odpowiedział takim samym tonem co i ja. — Więc ruszaj dupę i bierz się do roboty.
W następnej chwili podjęłam decyzję, co do imprezy u tego całego Matta. Nie mogłam doczekać się reakcji wujka Tonyego.
— Nie — warknęłam ze zirytowaniem. Jak mnie ten facet wkurza, to nie macie pojęcia. — W tej chwili to ja wychodzę.
Mężczyzna zamrugał szybko kilka razy, najwyraźniej zdziwiony, a potem podniósł brew. Teraz wyglądał zupełnie inaczej, był wręcz rozbawiony.
— Ciekawe gdzie i z kim, skoro nikogo tutaj nie znasz — sarknął z drwiącym uśmiechem. — Nie kłam i idź do tej cholernej kuchni.
W moich oczach pojawił się niebezpieczny błysk, znaczący tyle, że się wkurzyłam dość mocno. Co on sobie w ogóle wyobraża?
— Chuj cię obchodzi z kim i do kogo. Powiedziałam, że żadnego zasranego obiadu robić ci nie będę, więc pogódź się z tym — syknęłam w jego stronę z obojętnością w oczach. Miałam ochotę go walnąć, zachowywał się jak młodszy ode mnie. — I wcale nie kłamię. Mówię serio wychodzę i nawet nie pytam się ciebie o pozwolenie.
— Gdzie idziesz? Chyba cię coś wali na łeb, dziewczyno — warknął, patrząc na mnie ze zdziwieniem. — Rób ten obiad do cholery,
— Nie twój zasrany interes gdzie idę — odwarkuję, ledwo opanowując głos. Nie chciałam, żeby wiedział, że jestem wkurzona. — Jak chcesz obiad, to sobie go kurwa ugotuj.
On tylko wywrócił oczami, a ja myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Czy on naprawdę chce mnie doprowadzić do szału? Jeśli tak, to mu się to udaje, bo mam ochotę go zabić.
— Jeśli nie powiesz z kim chcesz iść, to nigdzie nie pójdziesz — wycedził przez zaciśnięte zęby, patrząc na mnie z wściekłością wypisaną na twarzy.
Wstałam z łóżka i spojrzałam na niego gniewnie.
— Idę z Eleną i Caroline na imprezę do Matta — prawie wyplułam te słowa, wbijając w niego pogardliwe spojrzenie. — A teraz wypierdalaj z mojego pokoju.
W jego oczach pojawiło się przerażenie, a w moich zdzwienie. Czego on się tak wystraszył? Przecież nie jestem taka straszna do cholery. Podniosłam brew.
— Nigdzie z nimi nie pójdziesz — powiedział twardo, a jego usta miały kształt prostej linijki. Był poważniejszy niż zwykle, te słowa nawet nie były wredne.
Uśmiechnęłam się kpiąco.
— Myślę, że nie ty o tym decydujesz — odpowiedziałam spokojnie, klepiąc go matczynnie po ramieniu. Chciałam, żeby się wściekł.
Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół, po czy stanęłam przed drzwiami wyjściowymi. On cały czas podążał za mną, jednak ja nie zwracałam na wuja uwagi. Był jakiś dziwny, chyba miał coś z mózgiem. Zarzuciłam za siebie skórzaną kurtkę i otworzyła drzwi. Jakie było moje zdziwienie, kiedy przed drzwiami ujrzałam Elenę i Caroline, które patrzyły na mnie równie zdziwione.
— Fajnie, że już jesteście... — mruknęłam z uśmiechem. Zwróciłam głowę w stronę mojego wuja. — Wychodzę. Nie wiem, o której wrócę.
Czy wampiry umieją czytać w myślach? Bo za chuja nie wiem jak to się stało, że one stoją teraz przede mną.

-------
Czeeść.
Nie zabijajcie mnie. Nie dodawałam rozdziału, bo nie miałam czasu pisać i nie miałam laptopa. Ale, ale.. Mam ferie i piszę, więc niedługo kolejny rozdział! c;
Dedykuję rozdział Gabi, która nie mogła się go doczekać. No i Adzikowi (Ada, mówię o Tobie), która jest kochana. <3
Do napisania i spóźnione Wesołych i Szczęśliwego Nowego. :3

1 komentarz:

  1. Oj no dobra nie zabiję cię, ale tylko dlatego, że q końcu go dodałaś.

    Skopię dupę temu całemu wujkowi Tonyemu. Po prostu skopię....

    A potem załatwię Klausa i tych wszystkich powalonyfh ludzi. O i Damona też skopię....

    Ronnie odradzam używania kołka, woda święcona powinna być lepsza.

    Cieszę się, że wróciłaś całą parą Zgredzio.... aktualnie z tb piszę więc pewnie zaraz dowiesz się ode mnie o całej zajebistości tej notki.

    Czekam na next:
    Gabrysia M.
    PS. Pierwsza

    OdpowiedzUsuń

Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony