sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział V

Dookoła mnie ciemność. Widzę ją, słyszę i czuję. Nie ma nic poza nią. Nie pamiętam jak się tutaj znalazłam i co tutaj robię. Boję się, ale to bardziej lęk niż strach. Nie wiem im jestem, nie wiem jak się nazywam. Ciemność, tylko to jest. Dziwnie jest nie odczuwać bólu, smutku, złości. Jak mam pozbyć się tej pustki? Nie chcę tutaj być, chcę stąd iść. To ciemność, ona przepełnia wszystko dookoła mnie. Nie mogę już jej wytrzymać, niech ona zniknie! Chcę znaleźć się w miejscu, gdzie byłam na samym początku. Pragnę wrócić tam, skąd tutaj przyszłam.

***

Otworzyłam szeroko oczy i natychmiast tego pożałowałam. Zakręciło mi się w głowie i poczułam rwący ból, który nasilał się z każdą sekundą. Obraz był zamazany, a ja słyszałam urywki rozmów. I nagle zdałam sobie sprawę z tego, że moje oczy nie były szeroko rozwarte, tylko delikatnie uchylone. Pewnie nie było po mnie widać, że się obudziłam, ale to mi specjalnie nie przeszkadzało. Chciałam się tylko pozbyć tego cholernego bólu, który doprowadzał mnie do szału. Tak w ogóle to gdzie ja jestem? Ze zdezorientowaniem otworzyłam szerzej oczy i ujrzałam biel. Białe łóżka, białe ściany, białe szafy. Wszystko było białe! Może to kolejny głupi sen, który ma mi pokazać, w jakiej beznadziejnej sytuacji się znalazłam? I wtedy zrozumiałam. Byłam w szpitalu, prawdziwym szpitalu. Z powrotem zamknęłam oczy, starając się pozbyć natrętnego bólu, jednak moje starania poszły na marne. Rozprzestrzeniał się po całym moim ciele, uderzając jak grom z jasnego nieba, a ja nic nie mogłam zrobić. Jedyne co mi przychodziło do głowy to, to żeby przetrwać i nie pisnąć ani słówka. Nie chciałam, żeby ktoś zaprzątał sobie głowę moją osobą. Nie znosiłam być w centrum uwagi, to zawsze mnie irytowało i wprowadzało w stan niepewności. Nie byłam urodzoną przywódczynią, wolałam zostać w cieniu i patrzeć jak inni robią z siebie idiotów, a nie ja. To co kto robi mało mnie obchodzi, to mnie nie dotyczy. Jego sprawa czy się zbłaźni, czy nie, ja mam to szczerze mówiąc w dupie. Nie chciałam, by ktoś przejmował się moim stanem, więc lekko zacisnęłam zęby, żeby nie jęknąć z bólu. Szerzej otworzyłam oczy, żeby dostrzec, co się dzieje. Zobaczyłam Caroline i Elenę, które stały do mnie plecami i najwyraźniej sprzeczały się o coś z pielęgniarką, stojącą im naprzeciw. Współczułam tej biednej kobiecie, bo krzyk tych dwóch obudziłby nawet nieżywego, więc już chyba wiem, czemu jestem przytomna. I nagle przypomniałam sobie, jak się tutaj znalazłam. To dzięki Klausowi, temu pieprzonemu wampirowi i jego zasranym kłom! Bez zastanowienia poderwałam się do pozycji siedzącej i od razu tego pożałowałam, bo w następnej chwili o mało nie zesrałam się z bólu, który uderzył w moją głowę z wielką siłą. Zauważyła to ta cała pielęgniareczka, bo podbiegła do mnie jakby się co najmniej paliło. Na jej twarzy było wypisane przerażenie, którego ja nie rozumiałam, bo poza bólem nic mi nie było.
— Co ty wyprawiasz?! — wykrzyknęła ze ściśniętym ze staruchu gardłem. Nie miałam pojęcia, o co jej do jasnej cholery chodzi, bo w końcu nic takiego nie zrobiłam. — Czy ty już do końca zdurniałaś?!
Teraz to już przesadziła, przecież ja tylko siedzę! Jakie bezczelne babsko, co ona sobie w ogóle wyobraża? Jestem w końcu pacjentką, a nie przyjaciółką do paplania o byle czym. Podniosłam się tylko na tym pieprzonym łóżku, więc to raczej nie jest powód do wrzeszczenia na mnie jak na idiotkę. Zachowywała się tak jakbym jej całą rodzinę wybiła, a przecież tego nie zrobiła. Czasami nie ogarniam niektórych ludzi, co więcej niektórych mam ochotę nawet palnąć w głupi łeb. Nie znoszę, kiedy ktoś powie coś od czapy, to jest takie głupie. Gapiłam się więc na tą babę jak na idiotkę, którą najprawdopodobniej była. Nie żebym była jakaś okropna i bez serca, ale chcę chociaż krzty szacunku, a ona mnie traktuje jak małe dziecko.
— Że co proszę? — wykrztusiłam w końcu, kompletnie zbita z tropu. Dezorientacja biła ode mnie na kilometr, co dało się z łatwością wyczuć. — Mówisz do mnie?
Jej twarz robi się czerwona z wściekłości, ale nie dbam o to. Zirytowała mnie, więc dlaczego ja nie mam zrobić jej tego samego? Głupia baba… Mam nadzieję, że długo nie będę musiała tu leżeć i patrzeć na jej parszywą gębę, bo oszaleję. Widzę wściekłość także w jej oczach, na co uśmiecham się uroczo, co ją jeszcze bardziej oburza.
— Oczywiście, że do…! — Nie pozwoliłam jej do kończyć.
— To przestań na mnie wrzeszczeć jakbyś miała niedojebanie mózgowe! — warknęłam w jej stronę z kpiącym uśmieszkiem. Jeśli myślała, że to ona wygrała, to bardzo się pomyliła, bo ja sobie nie dam. — Nie wiem, o co ci do jasnej cholery chodzi, więc daruj sobie to darcie mordy, bo nijak to na mnie nie działa.
Nawet nie wiedziałam, kiedy wstałam z łóżka, ale jedno było pewne. Przynajmniej już nic mnie nie bolało, bo w innym wypadku już dawno bym srała i darła się jak opętana. Natomiast kobieta parzyła na mnie jak na jakiś bardzo ciekawy okaz w ZOO. Była tak zaskoczona, że w tym momencie nie wystraszyłby jej nawet spadający centralnie na nią fortepian. Myślałam, że coś powie, opieprzy mnie i będzie po sprawie, ale ona po prostu stała i się na mnie gapiła. Nie miałam pojęcia co się dzieje, no bo normalny człowiek jest przeważnie normalny, co nie? Ze zirytowaniem pokręciłam głową, patrząc na nią z drwiącym uśmieszkiem.
— Kiedy mogę stąd wyjść? — zapytałam najzwyczajniej w świecie, podnosząc brew. Chciałam znaleźć się w moim pokoju i zadzwonić do Vicki, wyzywając na cały Boży świat, a już w szczególności na to pieprzone Mystic Falls. Niestety ona dalej gapiła się na mnie jakbym palnęła jakąś głupotę i nie chciała się przyznać, zirytowała mnie znowu. — Możesz mi kurwa odpowiedzieć na to pieprzone pytanie?!
Pielęgniarka zamrugała kilkakrotnie, a potem wlepiła we mnie swoje pytające spojrzenie. Wyglądała jakby co najmniej piorun w nią trzasnął, może nawet tuzin piorunów, patrząc na jej włosy. Była naprawdę zdziwiona, a że mi mocno chciało się wrócić do domu, po prostu prychnęłam.
— Wiesz co? — sarknęłam z pogardliwym uśmieszkiem. — Wyjdę teraz, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
Dalej się na mnie gapiła, a ja pomyślałam sobie, że jest głupsza ode mnie, bo ja na jej miejscu powiedziałabym coś na kształt "Nie, nie możesz teraz wyjść". Jednak nie, ona wolała się na mnie gapić jak jakiś, dobrze kamuflujący się, pedofil. Zaraz zacznę się bać ludzi albo pielęgniarek, to było naprawdę dziwne uczucie. To jeszcze nie znaczy, że ta kobieta była normalna, bo to nie prawda. Wyglądała na najbardziej pojebaną pielęgniarkę wszechczasów.
— Co?! — wykrzyknęła nagle, a ja aż podskoczyłam. Ona jest jakaś nienormalna. — Oczywiście, że nie!
Teraz to mnie zdenerwowała. Ja staram się być naprawdę spokojna, ale jeśli ktoś bez powodu drze na mnie mordę to chyba logiczne, że się wkurzam. Kogo by nie denerowało takie zachowanie? Ja współczuję osobie, która ma tę babę na codzień, bo ja bym nawet godziny z nią nie wytrzymała. Już teraz miałam ochotę oderwać jej głowę i rzucić nią pod autobus, a co dopiero za godzinę. Odpowiedziałam jej więc najbardziej spokojnym tonem, na jaki było mnie w tamtym momencie stać.
— Kobieto, zdecyduj się do jasnej cholery! — warknęłam zirytowana do granic możliwości, patrząc na nią spod byka. — Jestem zdrowa jak ryba, więc chyba mogę sobie stąd iść. To nie jest jakiś hotel, żeby przetrzymywać zdrowych. Otrząśnij się!
Tupałam rytmicznie nogą, dając jej do zrozumienia, że mi się śpieszy. Ona chyba miała to w dupie, bo kolejny raz wytrzeszczyła na mnie oczy. Zabiję ją, przysięgam, że ją zabiję. Kiedy ta gapiła się na mnie przez dobre dwie minuty, to pomachałam jej dłonią przed oczami, żeby przywrócić ją do porządku.
— Dzisiaj popołudniu zostałaś zaatakowana przez dzikie zwierzę i ty próbujesz prawie straciłaś całą krew... — wyszeptała z rosnącym przerażeniem. Z każdym słowem jej twarz robiła się coraz bardziej blada. — Powinnaś ledwo żyć... Ledwo oddychać... Ledwo się ruszać... A ty po prostu stoisz przede mną. To jest jakieś nienormalne. Ty jesteś nienormalna!
W następnej chwili Elena stała już przed pielęgniarką i parzała jej głęboko w oczy. Nie wiedziałam, co się dzieje. bo kto normalny by się tak zochował w takiej sytuacji. Odpowiedź jest prosta... Nikt normalny. Jednak szatynka była skupiona jakby właśnie przemawiała do prezydenta i wyglądała na poważną.
— Zapomnisz o tym, co się tutaj zdarzyło. Była tutaj dziewczyna po ugryzieniu przez dzikie zwierzę, ale nie było to nic poważnego, więc została wypuszczona do domu. Teraz pójdziesz na kawę — powiedziała spokojnie, dalej patrząc kobiecie w oczy.
Kurwa co?
To było pierwsze, co przyszło mi do głowy. O co tutaj chodzi? Oni wszyscy są jacyś psychiczni i powinnam się trzymać od nich z daleka. Wiecie co jest w tym najlepsze? Ta baba po prostu wyszła z sali, mrucząc coś, co brzmiało "Zapomniałam o tej przeklętej kawie..." Patrzałam się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała i byłam cholernie zdziwiona. Ale kto by nie był? Przed chwilą jakaś wariatka na moich oczach zaczarowała pielęgniarkę. Obydwie dziewczyny spojrzały się na mnie w tym samym momencie, a ja omal nie zachłysnęłam się śliną. Cofnęłam się o krok i momentalnie pobladłam.
— Zbliżcie się do mnie chociaż o krok, to zacznę tak głośno wrzeszczeć, że aż wam bębenki wyjebie z uszu — syknęłam w ich stronę z groźbą w moich słowach. One chyba dobrze zdawały sobie sprawę z tego, że był to zrobiła, bo odsunęły się trochę ode mnie. — Po pierwsze, jaki kurwa atak dzikiego zwierzęcia? Wszystkie dobrze wiemy, że był to ten sukinkot Klaus, więc po cholerę kłamiecie? Po drugie, coś ty jej zrobiła, wariatko? Po trzecie, jak to kurwa w ogóle możliwe, że żyję?
Ich wzrok był we mnie wlepiony, a one nie miały pojęcia, co mi odpowiedzieć. Miałam ochotę do nich podejść i zabić własnoręcznie, bo w jakiś stopniu je polubiłam, a okazało się, że są takie same jak ten pieprzony Mikaelson. Tylko dlaczego mnie to nie dziwi, no powiedzcie mi. Dlaczego coś takiego musi spotkać mnie? Dlaczego nie mogę być zwykłą dziewczyną z problemami typu "Nie wiem, w co mam się dzisiaj ubrać"? Oczywiście, jak się pieprzy to wszystko. Najpierw straciłam mamę, później tatę, a teraz próbuje mnie zabić banda wampirów. Czyż to nie jest kurwa cudowne? Jednak jestem twarda i nie dam im tej pieprzonej satysfakcji - będę walczyć do końca i niech nie myślą, że będę ich błagała o litość. Co to, to nie.
— Nie denerwuj się, Ronnie. My po prostu... — Tu Elena zawiesiła głos. Była przestraszona, ale bardziej zaskoczona.
— Wy po prostu co...? — zapytałam już spokojnie, przyglądając im się nieufnie. Niech sobie nie wyobrażają, że lubię.
Szatynka wzięła głęboki oddech i odezwała się, lekko drżącym z emocji, głosem.
— Zauroczyłam ją, Ronnie. Nie przeczę, jestem wampirem, ale nie takim jak Klaus. Ja jestem dobrym wampirem. Dużo osób w mieście wie, że istnieją takie stworzenia jak my, więc piją werbenę. Jest to jedna z broni na wampiry, jeśli ktoś ją pije, to krwiopijca nie może go zauroczyć. Nikt nie może być pewien, że istniejemy, bo wtedy zacznie się piekło. Stąd ten "atak dzikiego zwierzęcia" — Tutaj odetchnęła głośno, ale po chwili mówiła już dalej. — A dlaczego żyjesz? Odpowiedź jest prosta. Masz w żyłach wampirzą krew, która uzdrawia. Co prawda... Nie było pewności czy przeżyjesz, czy nie, ale była nadzieja.
Patrzyłam na nią jak na idiotkę, bo ona chyba nie myślała, że w to uwierzę, prawda? Nie, ona była pewna, że wezmę jej słowa za prawdę i zacznę uważać, że one są świetne i cudnowna. Oni wszyscy powinni się leczyć! Jednak... Nie chcę wyjeżdżać z miasta, dobrze wiem, że któryś z tych potworów jest zamieszany w śmierć moich rodziców. Mam w dupie czy to są wampiry, czy ludzie - zemszczę się i tego wszyscy mogą być pewni. Nikt beskarnie nie będzie zabijał mojej rodziny, nigdy więcej tak się nie stanie. Miałam ochotę, wykrzyczeć im prosto w twarz jakimi są pieprzonymi idiotkami, ale darowałam sobie to. Na to przyjdzie pora później.
— Wy chyba nie myślicie, że ja wam kurwa wierzę? — parsknęłam z spiącym uśmieszkiem, który natychmiast pojawił się na moich ustach. — Bo jeśli tak to znaczy, że jesteście bardziej pojebane niż myślałam.



Nadzieja zniknęła z ich oczu, a na jej miejscu pojawił się smutek. Zraniłam ich uczucia, jak mi ich szkoda. To musi tak boleć... Ta bezmierna głupota, która zabija je od środka. Ja na ich miejscu, chyba popełniłabym samobójstwo. Żyć z brakiem mózgu i inteligencji, to dopiero okropny los. Gapiły się na mnie tak żałośnie, że omal nie zesikałam się ze śmiechu. Chcą mnie wziąć na litość czy jak? Cóż... Jeśli tak, to słabo im się to udaje, bo mnie to tak obchodzi jak zeszłoroczny śnieg. Niektórzy ludzie potrafią być naprawdę głupi, tak bardzo, że aż mnie to śmieszy. Nie mogąc się powstrzymać, po prostu cicho zachichotałam.
— Gdybyście widziały teraz swoje miny! — parsknęłam głośno, patrząc na nie z złośliwym błyskiem w swoich brązowych oczach. — To byście zesikały się ze śmiechu!
Patrzały na mnie jak jakieś dwie pedofilki, a ja nie wiedziałam co zrobić. Ludzie zwykle boją się pedofilii i przed nimi uciekają, więc to chciałam w pierwszym momencie zrobić. Jednak sekundę później pomyślałam, że zachowałabym się jak jakaś niezrównoważona idiotka, więc zrezygnowałam z tego pomysłu. Jedyne co mi zostało, to stać tak jak jakaś pieprznięta kretynka i czekać aż któraś jaśnie pani się odezwie. Na szczęście długo nie musiałam czekać, bo głos zabrała Caroline. Cholera, ona naprawdę wyglądała jak ja i to mnie przerażało. Nie mogą być dwie identyczne Ronnie, jest tylko jednak jedyna powalona Ronnie i jestem nią ja.
— Posłuchaj, Ro... — zaczęła z niepewnym wyrazem twarzy, jednak uśmiechała się delikatnie. Wyglądała jakby naprawdę jej zależało na tym, bym poznała prawdę i prawie uwierzyłam, że to, co wychodzi z jej ust, to prawda. — My, ja i Elena, naprawdę nie stoimy po stronie Klausa. On jest złym, nie to co my. Nie napadamy na ludzi, nie spijamy z nich krwi ani nie zabijamy. Nie jesteśmy nim, więc zrozum to w końcu. To on jest zły, nie my. Musisz nam uwierzyć. Chcemy, żebyś pojęła, że my stoimy po jasnej stronie mocy, nie po ciemnej.
Szatynka kiwnęła głową na potwierdzenie słów przyjaciółki. Obydwie miały na ustach uśmiechy, jednak nie mogłam rozszyfrować czy były szczere, czy nie i to mnie irytowało. Wyglądało tak jakyb wampiry potrafiły chować uczucia, lepiej je ukrywać, kamuflować, ale po co? Odpowiedź jest prosta, bo tak jest lepiej. Próbowałam wypatrzeć w ich oczach nienawiść, jakiekolwiek złe uczucie, ale nie mogłam i to było najbardziej denerwujące. Miałam ochotę trzepnąć głową o stół. Zrobić coś, co sprawiłoby, że one pokażą jakieś negatywne uczucia, a nie te pełne miłości i uśmiechu. Chciałam, żeby pokazały siebie, a nie to co każdy chce widzieć. Prychnęłam pogardliwie, patrząc na te głupie uśmiechy na ich ustach.
— Kurwa, mam dość tych zasranych kłamstw! — warknęłam, patrząc na nie z wstrętem. Powoli zaczęłam odwracać się w stronę drzwi. — Wychodzę i nie próbujcie mnie zatrzymać, fałszywe szmaty.
Gdy skończyłam mówić te słowa, stałam odwrócona do nich tyłem. Kopnęłam w krzesło, które stało mi na drodze, a ono przewróciło się z hukiem.
— Zastanów się nad tym. Ronnie... — zaczęła Elena swoim spokojnym głosem, który w tej chwili doprowadzał mnie do szału. — Jeśli stwierdzisz, że mamy rację, to przyjdź na imprezę Matta.
Gówno obchodziły mnie jej słowa, miałam je szczerze w dupie. Nie przejmowałam się tym, byłam wściekła.
— Pierdol się, Elena — odpowiedziałam tylko pogardliwym tonem.
Wyszłam z pomieszczenia, trzaskając drzwiami. Chciałam podejść do jakieś pielęgniarki i zapytać się jej, czy nie wie czasami gdzie do diabła są drzwi, ale poczułam jak ktoś łapie mnie za nadgarstek. W następnej chwili patrzałam w piękne, błękitne oczy jakiegoś faceta i po wyrazie jego twarzy wiedziałam, że był zły, bardzo zły. Nie wiedziałam o co mu chodzi, no bo pierwszy raz widzę kogoś takiego na oczy. Zrobiłam minę o-co-ci-facet-chodzi i chciałam wyrwać rękę, ale jego uścisk był zbyt mocny.
— Czego chcesz? — warknęłam lekko zirytowana, patrząc na niego spod byka.
Na jego twarzy pojawił się kpiący uśmieszek, a on sam zbliżył swoją twarz do mojej. Dziwnie to musiało wyglądać z boku, ale nie wnikam.
— Słuchaj, Blondi... — syknął z wściekłością. dalej na mnie patrząc. — Jeszcze raz odezwiesz się tak do Eleny, to zamiast na imprezę twój duch będzie mógł zbierać to, co z ciebie zostanie.
Parsknęłam, wrednie i pogardliwie. Po prostu tak rozbawiły mnie jego słowa. Czy on myślał, że się przejmę? Albo, że się wystraszę? Niektórzy ludzie to mają wyobraźnię i wierzą, że stanie się coś, co jest niemożliwe i nierealne.
— Jeśli myślisz, że ktoś taki jak ty może mi rozkazywać, to się mylisz... — Byłam wściekła, a te słowa wręcz wyplułam. Co ten gnojek sobie wyobraża? — Powinieneś poszukać jakiejś dobrej ściany, rozpędzić się i z impetem w nią uderzyć. Jesteś wręcz żałosny, chłopie.
I w następnej chwili lekko się go wystraszyłam, a myśląc "lekko" mam na myśli, że tak się przeraziłam, że o mało na zawał nie zeszłam. Zrobił do samo co ten zasrany Klaus, a mianowicie wyszczerzył na mnie swoje kły. Jaki pieprzony idiota, co on sobie w ogóle wyobraża?! Że jestem jakąś wampirzą przekąską?! Co to, to nie. Natychmiast odpowiedziałam mu na to, uderzeniem pięścią w twarz. Chyba nie tego nie spodziewał, bo odsunął się ode mnie o kilka dobrych kroków. Jebany tchórz... Jak on śmiał mnie w ogóle dotknąć?!
— I co, Blondi, strach cię obleciał? — parsknął i spojrzał na mnie z groźnym błyskiem w oku. Jednak ja się nie bałam, byłam wściekła.
Prychnęłam pogardliwie, wpatrując się w niego jak w jakiegoś naprawdę ohydnego robala. Zaczyna mnie wkurzać to zasrane miasto. Czy wszyscy tutaj są wampirami? Jeśli tak, to ja się chyba zabiję.
— Jedyne co mogło mnie oblecieć, to odór nadlatujący z twojej rozwartej gęby — odpowiedziałam, podnosząc dumnie głowę. Patrzałam na niego z chłodną obojętnością, co go zdziwiło. — Mógłbyś myć zęby, chociaż od czasu do czasu.
Nie wiedziałam, co było lepsze to, że facet dostał kurwicy i pierdolca za jednym razem, czy to, że był w takim stanie dzięki mnie. Po prostu to mnie tak rozwalił, że o mały włos, a zabiłabym go śmiechem. Nienawidziłam, kiedy ktoś ma za wysokie mniemanie o sobie, a ten koleś właśnie taki był. Chciałam zedrzeć mu ten uśmieszek z twarzy, no i mi się udało.
— Ja ze śmierdzącym oddechem mogę coś zrobić, ale ty blondynką będziesz przez całe życie — powiedział z kpiącym uśmiechem na ustach, a mnie trafił szlak. Może nie byłam nazbyt mądra, ale bez przesady, aż tak ze mną źle nie jest. Jaki bezczelny, pieprzony dupek.
— Nie każda blondynka jest głupia, ale każdemu śmierdzielowi śmierdzi z gęby — stwierdziłam przesłodzonym głosem, patrząc na niego wymownie.
Jednak nie byłam jeszcze wredna, jeszcze nie byłam na tyle ile potrafiłam.
Mężczyzna spojrzał na mnie z uznaniem, a ja powstrzymałam uśmiech satysfakcji. Był jakiś nienormalny i powinien się leczyć.
— Czekaj, bo nie rozumiem... — zaczął z dziwnym błyskiem w oku. — Wiesz, że jestem wampirem i mógłbym cię zabić, a ty dalej ze mnie kpisz. Ty jesteś tak całkiem normalna, Blondi?
Mrugnęłam kilkakrotnie, nie rozumiejąc o co mu chodzi. Jednak już sekundę później zakminiłam i rozbawiło mnie to wręcz, bo czego ja się miałam kurwa bać? Jeszcze przed chwilą leżałam nieprzytomna, bo inny popapraniec prawie opróżnił mnie do dna, a teraz drugi cep się napatoczył.
— Nie jestem tak całkiem normalna, demonie.. — syknęłam, patrząc mu przy tym prosto w oczy. Nie mogłam okazać słabości komuś takiemu jak on.
Jednak brunet uśmiechnął się tylko podle, a w jego oczach zatańczyły iskierki rozbawienia. Wyglądał jakby urwał się z cyrku. Ja tu do niego wrednie i w ogóle, a ten do mnie z takim czymś..
— Źle wymawiasz moje imię, skarbie.. — westchnął przeciągle, dalej na mnie patrząc. — Jestem Damon, a nie Demon.
Nie powiem... Głowę to on miał na karku. Był pewnym siebie facetem, ale wystarczy znaleźć jego słabość i ją wyeliminować. Coś mi się wydaje, że znalazłam, ale nie jestem pewna. Czyżby Elena była dla niego całym światem? Tak? Ale byłaby szkoda, gdyby w nią tak piorun strzelił albo nagle wbiłby się jej kołek prosto w mordę.
— Dla mnie to ty możesz być nawet wróżką zębuszką — parsknęłam. Patrzałam przy tym na niego z tą moją typową pogardą we wzroku. — A teraz schowaj grzecznie to swoje kły i wypierdalaj stąd. Albo wiesz co? Ja stąd wyjdę.
Patrzył na mnie tymi swoimi niebieskimi ślepiami, a ja nie wiedziałam o co mu do jasnej cholery chodzi. Nie odezwał się ani słowem. Może to dlatego, że jego mózg jest przeładowany tą jego głupotą i wolniej działa? No mniejsza z tym... Dlatego po prostu mu się wyrwałam i opuściłam szpital.
Miałam dosyć tej bandy potworów, która się wokół mnie kręciła. Byli denerwujący i miałam ochotę wbić im drewniane kołki prosto w te zasrane serca. Nie wiedziałam gdzie jest mój dom, więc po prostu ruszyłam do przodu, mając nadzieję, że kiedyś trafię na miejsce. Szłam już tak dobre pół godziny i szczerze mówiąc, już mi się to cholernie znudziło. Patrzałam na różne domy, drzewa, ludzi, zwierzęta. Wszytko było inne niż w Angilii i chyba to najbardziej bolało. Nie było tutaj niczego, co znajdowało się w Wielkiej Brytanii. Chciałabym poczuć się jak w domu, zobaczyć moje przyjaciółki, moje mieszkanie i wrócić do starego życia. Tak bardzo pragnę, żeby moi rodzice żyli i byli tutaj ze mną, ale niestety tak nie będzie i muszę się z tym do cholery pogodzić.
I kiedy już myślałam, że nigdy nie zobaczę domu mojego wuja, to on nagle się przede mną zmaterializował. Weszłam do środka i od razu poszłam do swojego pokoju, rzucając  uprzednio w stronę wujka, siedzącego na fotelu i pijącego piwo, ciche powitanie. Ten kraj, ten świat, to życie... To wszystko było takie dziwne i tajemnicze. Miałam dość wampirów i tych wszystkich innych idiotów do końca swojego życia. Wątpię, że czosnek czy coś w tym rodzaju na nich działa, bo to by było wręcz żałosne. Kurde... Miałam ochotę wywrzeszczeć na cały regulator jakie życie jest popieprzone, ale w ostatnim momencie przypomniałam sobie, że jestem osobą, która nie pokazuje słabości. Moją słabością jest pech, wielki i niewyobrażalny pech. Można by rzec, że przez całe życie wdeptuję moimi glanami w gówno, ale za każdym razem zapominam ich wyczyścić i ta wielka kupa gówna tylko rośnie, zamiast się zmniejszać. Wam się to może wydawać śmieszne, ale w ciągu tych dwóch dni stało się naprawdę dużo pechowych rzeczy. Mam najpodlejszego wujka na całym świecie, który możliwe, że chce mnie doprowadzić do kurwicy. Znalazłam bliźniaczkę, która w pierwszej chwili chciała mnie udusić. Jakiś typek, który ma się za nie wiadomo kogo, prawie opróżnił mnie z krwi. Trafiłam do szpitala i byłam bliska śmierci, ale w dalszym ciągu nie wiem, jak przeżyłam. A na sam koniec zaczepia mnie kolejny wamapir, który na dodatek jej wkurwiony i chce mnie zabić, bo nakrzyczałam na jego laskę. Przypomnę, że to się zdarzyło tylko w te dwa dni i na dodatek jest to prawda, a nie jak w tych wszystkich show w telewizji, w których ludzie za kasę robią z siebie skończonych debili. Na dodatek miałam dalej ten pieprzony dylemat, czy iść na tę imprezę, czy jednak zostać w domu. Nie miałam pojęcia, co zrobić... Z jednej strony mogę iść i udawać, że wszystko w porządku, a na sam koniec zdemaskować ich na oczach wszystkich. Jednak... Aż tak okropna nie jestem. A z drugiej strony, zawsze mogę się świetnie bawić, a to mi przecież nie zaszkodzi.
W następnej chwili do mojego pokoju wszedł wujek. Dobra, rozumiem, ale mógł chociaż zapukać, a nie wpiernicza sobie i myśli, że jest królem. Nie na moim posterunku... Moje usta wygięły się w sarkastycznym uśmiechu, spojrzałam na mężczyznę z irytacją w oczach.
— Puka się... — wysyczałam w jego stronę. Mój głos był taki obojętny, beznamiętny. Nie obchodzą mnie jego intencje z jakimi tu przeszedł, ja się nie prosiłam, żeby w ogóle tutaj wchodził. — Jeśli nie nauczono, to wypad.
Wuj Tony spojrzał na mnie z miną niewiniątka, ale na jego ustach czaił się wredny uśmiech. No i zaraz się zacznie... Tak mi się nie chce z nim kłócić o byle gówno, że aż mnie to irytuje. Dlaczego nie mogłam zostać w Anglii do cholery? Teraz miałabym spokój od jakiś złamasów.
— Jestem w swoim domu i nie muszę pukać — odpowiedział spokojnie, kiwając głową na boki. Jakiż on jest denerwujący.
Parskam cicho. Jaki dorosły się nagle zrobił, no patrzcie.
— Kultura tego wymaga — powiedziałam, podnosząc brew do góry w geście rozbawienia. — Ale co ty wiesz o kulturze...
Blondyn uśmiechnął się z rozbawieniem, ale dostrzegłam w tym smirku coś wrednego, więc spodziewałam się, że zaraz powie coś głupiego. Oczywiście nie pomyliłam się, nigdy się nie mylę.
— Na pewno więcej niż ty — stwierdził z uśmiechem, który nie dotykał jego oczu. — Chodź i ugotuj mi obiad.
Podniosłam brew z kpiną w oczach. Albo źle usłyszałam, albo on to naprawdę powiedział. Nie wiedziałam, co mam zrobić w pierwszej kolejności - zdzielić go czy zacząć się na niego drzeć. Nie wybrałam ani tego, ani tego.
— Nie — wypowiedziałam te słowa spokojnie i prosto. Nie będę na niego unosić głosu. — Powiedziałam, że nie będę dla ciebie gotować. Nie chcę tego robić i nie będę.
Wuj parsknął cicho, patrząc mi w oczy z pogardą. Uuu.. Zły Tony wkracza do akcji.
— Nie pytałem, czy chcesz, masz to po prostu zrobić — odpowiedział takim samym tonem co i ja. — Więc ruszaj dupę i bierz się do roboty.
W następnej chwili podjęłam decyzję, co do imprezy u tego całego Matta. Nie mogłam doczekać się reakcji wujka Tonyego.
— Nie — warknęłam ze zirytowaniem. Jak mnie ten facet wkurza, to nie macie pojęcia. — W tej chwili to ja wychodzę.
Mężczyzna zamrugał szybko kilka razy, najwyraźniej zdziwiony, a potem podniósł brew. Teraz wyglądał zupełnie inaczej, był wręcz rozbawiony.
— Ciekawe gdzie i z kim, skoro nikogo tutaj nie znasz — sarknął z drwiącym uśmiechem. — Nie kłam i idź do tej cholernej kuchni.
W moich oczach pojawił się niebezpieczny błysk, znaczący tyle, że się wkurzyłam dość mocno. Co on sobie w ogóle wyobraża?
— Chuj cię obchodzi z kim i do kogo. Powiedziałam, że żadnego zasranego obiadu robić ci nie będę, więc pogódź się z tym — syknęłam w jego stronę z obojętnością w oczach. Miałam ochotę go walnąć, zachowywał się jak młodszy ode mnie. — I wcale nie kłamię. Mówię serio wychodzę i nawet nie pytam się ciebie o pozwolenie.
— Gdzie idziesz? Chyba cię coś wali na łeb, dziewczyno — warknął, patrząc na mnie ze zdziwieniem. — Rób ten obiad do cholery,
— Nie twój zasrany interes gdzie idę — odwarkuję, ledwo opanowując głos. Nie chciałam, żeby wiedział, że jestem wkurzona. — Jak chcesz obiad, to sobie go kurwa ugotuj.
On tylko wywrócił oczami, a ja myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Czy on naprawdę chce mnie doprowadzić do szału? Jeśli tak, to mu się to udaje, bo mam ochotę go zabić.
— Jeśli nie powiesz z kim chcesz iść, to nigdzie nie pójdziesz — wycedził przez zaciśnięte zęby, patrząc na mnie z wściekłością wypisaną na twarzy.
Wstałam z łóżka i spojrzałam na niego gniewnie.
— Idę z Eleną i Caroline na imprezę do Matta — prawie wyplułam te słowa, wbijając w niego pogardliwe spojrzenie. — A teraz wypierdalaj z mojego pokoju.
W jego oczach pojawiło się przerażenie, a w moich zdzwienie. Czego on się tak wystraszył? Przecież nie jestem taka straszna do cholery. Podniosłam brew.
— Nigdzie z nimi nie pójdziesz — powiedział twardo, a jego usta miały kształt prostej linijki. Był poważniejszy niż zwykle, te słowa nawet nie były wredne.
Uśmiechnęłam się kpiąco.
— Myślę, że nie ty o tym decydujesz — odpowiedziałam spokojnie, klepiąc go matczynnie po ramieniu. Chciałam, żeby się wściekł.
Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół, po czy stanęłam przed drzwiami wyjściowymi. On cały czas podążał za mną, jednak ja nie zwracałam na wuja uwagi. Był jakiś dziwny, chyba miał coś z mózgiem. Zarzuciłam za siebie skórzaną kurtkę i otworzyła drzwi. Jakie było moje zdziwienie, kiedy przed drzwiami ujrzałam Elenę i Caroline, które patrzyły na mnie równie zdziwione.
— Fajnie, że już jesteście... — mruknęłam z uśmiechem. Zwróciłam głowę w stronę mojego wuja. — Wychodzę. Nie wiem, o której wrócę.
Czy wampiry umieją czytać w myślach? Bo za chuja nie wiem jak to się stało, że one stoją teraz przede mną.

-------
Czeeść.
Nie zabijajcie mnie. Nie dodawałam rozdziału, bo nie miałam czasu pisać i nie miałam laptopa. Ale, ale.. Mam ferie i piszę, więc niedługo kolejny rozdział! c;
Dedykuję rozdział Gabi, która nie mogła się go doczekać. No i Adzikowi (Ada, mówię o Tobie), która jest kochana. <3
Do napisania i spóźnione Wesołych i Szczęśliwego Nowego. :3

niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział IV

Czy ja zawsze muszę się pakować w jakieś gówno? No muszę? Proszę nie odpowiadajcie na te pytanie, bo mogę się załamać. Na swoje usprawiedliwienie mam to, że ten cały Klaus od samego początku doprowadzał mnie do szału i gówno obchodzi mnie to, jak bardzo groźniej w tej chwili wyglądał. To jest jakieś powalone, tak samo jak on. Może przejdę do konkretów, bo pewnie się zgubiliście.
Stałam wyprostowana i patrzałam w błękitne oczy mężczyzny, którego przed chwilą nazwałam skurwielem. Nie każdy ma ten dar opanowania i wewnętrznego spokoju i ja chyba do takich osób należałam, bo aż się we mnie gotowało. Zapytacie dlaczego… Może dlatego, że tak strasznie irytował mnie jego widok! Miałam taką cholerną nadzieję, że już nigdy go nie zobaczę, ale nie… Oczywiście musiał się znowu pojawić i znowu mnie zdenerwować. Zresztą nie tylko mnie, bo Caroline opanowała się i przybrała dumną postawę, co miało znaczyć, że ma kompletnie w dupie to, co on teraz zrobi. Musiałam przyznać, że coraz bardziej ją lubiłam. Mimo że znamy się ledwo pół godziny to wydaje się naprawdę spoko laską, nawet jeśli prędzej chciałyśmy się pozabijać. Mogę jej nawet wybaczyć tę potworną zniewagę i zapomnieć o tym, że o mały włos i by mnie udusiła. Czego nie robi się dla dobra ogółu?
— Uznam, że tego nie słyszałem zważywszy na to, że nie wiesz kim jestem i co mogę ci zrobić — powiedział swoim chłodnym i oschłym tonem Klaus, a mi wręcz zebrało się na śmiech. Kogo on chciał tym przestraszyć? Wiewiórkę? Bo na pewno nie mnie. — Gdy już słodka Caroline opowie ci coś ciekawego na mój temat, to wtedy chciałbym zobaczyć twoją postawę.
Prychnęłam pogardliwie. No bo za kogo on się ma?
— Dla mnie to ty możesz być nawet królową świata, a ja i tak będę mówiła i robiła to, na co mam aktualnie ochotę — odpowiedziałam ze zirytowaniem. Co on sobie myślał, że będę się go bać? Jeśli tak, to musi się bardziej postarać. — Nie wiem kim kurwa jesteś i gówno mnie obchodzi co robisz. Wiedz jedno, mnie nie przestraszysz, Mikaelson.
To chyba było o parę słów za dużo, bo blondyn się spiął, a jego oczy wyraźnie pociemniały. Wyglądał jakby dostał furii, a ja, szczerze mówiąc, troszeczkę się go wystraszyłam. Ale kto by nie był zestrachany jakby obraził faceta, a on chciał cię później zabić. Może bym była zesrana gdybym prędzej nie przeżyła takiego zdarzenia. Miało to miejsce… A po co ja wam w ogóle to chcę teraz opowiadać? On mnie zaraz może pieprznąć, że nie będę wiedziała gdzie jest przód a gdzie tył, a ja mam zamiar gadać wam o tym jak to było ostatnim razem. Ech… Mam jakieś zaburzenia psychiczne. Jak zwykle musiałam palnąć coś nie przemyślanie, to zupełnie w moim stylu! Nic dziwnego, że zawsze miałam tyle problemów, bo ciągle odzywam się nie w porę.
I nawet się nie obejrzałam, kiedy zostałam brutalnie przyparta do muru i patrzałam w oczy Klausa, które zionęły nienawiścią i wściekłością. Okej, teraz już serio się boję… Wyglądał naprawdę groźnie, więc nic dziwnego, że powstrzymywałam się od zsikania się w gacie ze strachu. Wzdrygnęłam się, kiedy poczułam jego oddech na szyi. Mimo że bałam się jak cholera, to miałam ochotę mu teraz przywalić. O on sobie w ogóle myśli?! Jeśli sądzi, że może to robić, to się grubo myli. Odwróciłam wzrok, spoglądając na ogarniętą przerażeniem Caroline. Spokojnie, dziewczyno, miałam kurs samoobrony! Moje spojrzenie znowu padło na Klausa, a ja nie mogłam się powstrzymać i uśmiechnęłam się kpiąco.
— Jak widać, nie wiesz kim jestem — usłyszałam groźny szept przy uchu i aż mnie ciary przeszły. Małe, niewinne pytanie stało się wściekłym ostrzeżeniem. Naprawdę się go bałam, ale nie dałam nic po sobie poznać. — W innym wypadku trzęsłabyś się ze strachu, a teraz tylko się boisz. Z miłą chęcią mogę pokazać ci kim jestem i na co mnie stać, kochanie.
Wytrzeszczyłam na niego oczy, kompletnie zapominając o strachu. Na jego miejsce przyszło zirytowanie, którego nie kryłam. Czy tylko mi się wydaje, czy on to naprawdę powiedział z podtekstem erotycznym? Jeśli tak, to gołymi łapami ukręcę mu kark! Co za bezczelny gnojek, już ja mu dam. Pff, pokaże na co go stać… Ma mi zamiar pokazać swoją willę? Dobrze wiem, że nie o to chodziło, nie jestem głupia! Chodziłam do londyńskiej szkoły i takie coś było u nas na co dzień, więc teraz bardzo szybko odkryłam w jego wypowiedzi drugie dno.
Podniosłam wysoko brwi, patrząc na niego z irytacją wypisaną na twarzy. Chciałam mu wygarnąć jakim jest bezczelnym dupkiem, ale niestety coś stanęło mi na drodze. W tamtym momencie prawie doświadczyłabym takiego czegoś jak zsikanie się w gacie ze strachu, bo to co zobaczyłam przeraziło mnie na śmierć. Możecie mi wierzyć lub nie, ale Klaus obnażył na mnie swoje zęby i aż wstrzymałam oddech z przerażenia. Miał kły. Prawdziwe, wampirskie kły, które teraz znajdowały się cholernie blisko mnie. Teraz już nie udawałam, że mnie do nie rusza. Wyrywałam się szarpałam, kopałam, biłam, ale to nic nie dawało. Nadal tkwiłam w stalowym uścisku Klausa, a mu wcale nie śpieszyło się żeby mnie wypuścić. Wypuściłam głośno powietrze, starając się opanować i zacząć racjonalnie myśleć, mimo że to było cholernie trudne.
— Nadal się mnie nie boisz? — wysyczał mi do ucha. Miałam ochotę zedrzeć mu ten pewny siebie uśmieszek z twarzy i to w tej chwili. Nikt nie będzie sobie ze mnie kpić!
Prychnęłam pogardliwie, dając mu wyraźnie do zrozumienia, że mam go głęboko w dupie i nie przejęłam się tym co właśnie zaprezentował. Co z tego, że było zupełnie inaczej i gdybym mogła, to najlepiej zwiałabym gdzie pieprz rośnie.
— Tak… — odpowiedziałam, ale mój głos lekko się załamał. Kurde, dałam mu jasno do zrozumienia, że boję się jak cholera! Czy mogłabym chociaż raz czego nie spierniczyć?
Mężczyzna zbliżył swoje usta bliżej mojej szyi, a ja mimowolnie mocniej wcisnęłam się w zimną ścianę, przywierając do niej całkowicie. Naprawdę bałam się, że zrobi mi krzywdę. Pierwszy raz w życiu czułam strach o własne życie i nie było to przyjemne uczucie. Mikaelson kolejny raz obnażył swoje kły, prawie dotykając mojej skóry. Wzdrygnęłam się, czując jego gorący oddech na swojej szyi. I w tym momencie spojrzałam w stronę Caroline, która… stała sobie z rozdziawioną gębą i gapiła się na nas? Tak, ona to właśnie robiła! Rozumiem, to wampir i w ogóle, ale mogła chociaż drzeć mordę w niebogłosy, wołając o pomoc. Jednak ona chyba wolała sobie trochę postać. Wróciłam wzrokiem do oczu Klausa.
— Tak, boisz się mnie czy tak, nie boisz się mnie? — wyszeptał mi do ucha rozbawionym głosem. Chciałam jego śmierci, pragnęłam teraz tego! Jak ten człowiek mnie wnerwiał, chyba jeszcze nikt nigdy, aż tak bardzo mnie nie zirytował jak ten idiota.
Wciągnęłam powietrze, a potem głośno je wypuściłam. Próbowałam się uspokoić, ale cholernie słabo mi to wychodziło.
— Tak, nie boję się ciebie — odpowiedziałam pewnym siebie tonem, patrząc mu w oczy. Wiedziałam, że dalej pójdzie o wiele łatwiej. Wzięłam kolejny wdech. — Myślisz, że jak pokażesz te swoje kiełki to będziesz fajny? To się mylisz, Mikaelson.
A mogłam tego nie mówić…! No cóż, słowo się rzekło, a ja zdania nie zmienię. Niech ten napuszony, narcystyczny idiota nie myśli, że w jakikolwiek sposób mnie wystraszył. To chyba raczej jego kły mnie przeraziły, niż on sam. Słowo daję, niektórzy ludzie irytują mnie i to naprawdę mocno. Kiedyś byłam w związku z takim jednym Ryanem, jednak nasza przygoda skończyła się w chwili, kiedy oblałam go moim ulubionym, bananowo - jagodowym  koktajlem i nazwałam go wstrętną gnidą i skończonym dupkiem. Cóż… Takie już jest życie, jedni przychodzą, drudzy odchodzą. Pamiętałam dobrze chwilę, w której powiedziałam Vicki, że z nim zerwałam. Gdybyście widzieli jej minę, coś pomiędzy zachwytem a anielską radością. Zaczęła potem piszczeć jak powalona, pomiędzy tym wołając „W końcu, idiotko! On był taki żałosny…” Można by rzec, że moja przyjaciółka była troszeczkę wybuchowa, a pisząc „troszeczkę” mam namyśli to, że jest jakąś cholerną wariatką, najprawdopodobniej kosmitką. Raz, jak jedna suka z naszej szkoły powiedziała, że ma brzydką sukienkę, Vicki warknęła do niej wtedy „Lepiej mieć coś brzydkiego przez chwilę, niż przeżyć z taką twarzą całe życie”. Mimo że było to wredne, to nie mogłam w tamtym momencie powstrzymać śmiechu. Nie chciałam ukrywać, jak bardzo rozśmieszyły mnie jej słowa. I tak nie lubiłam tej całej Ashlie, która była najprawdziwszą blondynką, nawet bardziej niż ja i Vic. Taka szkoda, że nie mogłam teraz przywalić temu gnojkowi prosto w jego nadęty łeb i patrzeć jak kręci się dookoła.
Nie dane mi było długo cieszyć się wspomnieniami, bo w następnej chwili usłyszałam krzyk przerażenia. Za bardzo nie wiedziałam o co chodzi, więc tylko rozejrzałam się zaskoczona. Tak straszyć ludzi w biały dzień… Spostrzegłam dziewczynę, która biegła w naszą stronę, bardzo szybko. Tak szczerze mówiąc, już sekundę później była obok nas. Ja nie ogarniam, jak oni wszyscy to robią, ale jedno wiedziałam na pewno. Też tak chcę, to było czaderskie! Była szatynką i miała naprawdę piękne oczy, w ogóle była taka jakaś ładna. Miała na sobie jeansy, niebieski top i szarą bluzę. W tym zestawie prezentowała się naprawdę dobrze. Jedyne co mi w niej nie przeszkadzało to, to że w dalszym ciągu krzyczała, a mnie to wnerwiało.
— Co ty jej robisz, Klaus?! — zawołała wściekła, rzucając mu mordercze spojrzenie. Szczerze mówiąc, nie wyglądała strasznie, wręcz przeciwnie, była dość zabawna. — Zostaw Caroline i… Caroline w spokoju! Czekaj, czekaj! Dwie Caroline?!
Mimo że moja sytuacja była troszeczkę do dupy, to musiałam po prostu parsknąć śmiechem. Ta dziewczyna mnie rozwala, jest chodzącą komedią. Niby nie lubię takich osób, ale teraz ona mnie cholernie bawiła, a nie irytowała. Mimo, że dwa razy nazwała mnie Caroline… Boże, chyba mam obsesję, bo denerwuję się za każdym razem, kiedy ktoś tak do mnie mówi. Śmiech ugrzązł mi w gardle, gdy kolejny raz poczułam gorący oddech Klausa na swojej szyi.
— Kurwa , jestem Ronnie — mruknęłam, uśmiechając się do niej wesoło. Ta spojrzała na mnie zaskoczona, po czym zwróciła swoje oczy w stronę Caroline. Teraz pewnie to już w ogóle ma mentlik w głowie…
— Nie, nie, nie! — krzyknęła, łapiąc się za głowę. Wyglądała na jeszcze bardziej przerażoną niż przedtem, co mnie szczerze zdziwiło. Raczej nikt nie krzyczał ze strachu, kiedy coś do niego mówiłam, więc to nie dziwne, że byłam zdziwiona. — Tylko nie kolejny Sobowtór!
Wampir podniósł brwi, a ja przewróciłam oczami. Ci ludzie są coraz bardziej dziwni i walnięci, a mi coraz bardziej się tutaj podobało. Zawsze lubiłam ten dreszczyk emocji, adrenalinę i różne niebezpieczne przygody. I wtedy przypomniałam sobie o dwóch kropeczkach na szyi mamy i o sześciu na taty. Czy to możliwe, że zrobił to wampir? Jeśli tak, to słowo daję, że go zabiję. Mam gdzieś, że trzeba go przebić kołkiem, obrzucić czosnkiem, napchać mu do gęby srebrnych łyżeczek, ale go zabiję na śmierć. Nienawidzę, kiedy ktoś się do czegoś nie przyznaję, a ta sprawa nadal zostawała niezamknięta, więc od razu zapragnęłam ją rozwiązać i dobrze zdawałam sobie wtedy sprawę, że będzie to trudna i denerwująca robota. Nie spodziewałam się, że odpowiedź przyjdzie tak szybko. Poza tym… Coś mi się właśnie wydaje, że ta laska mnie właśnie obraziła. Mimo że nie wiedziałam, co oznacza to całe „Sobowtór”, to brzmiało dość wrednie. Chciałam się jej zapytać „O co ci do diabła chodzi, dziewczyno?!”, ale jakoś nie chciały mi przejść przez gardło. W następnej chwili dostałam prawie zawału na miejscu, kiedy usłyszałam, co mówi do tej brunetki Mikaelson.
— A teraz grzecznie ze mną pójdziesz, Eleno — powiedział groźnym tonem, a mnie aż przeszły ciary po plecach. Wyglądał naprawdę strasznie i poważnie, wymawiając te słowa. — Albo ugryzę naszą nową koleżankę.
Prychnęłam jak rozjuszona kotka, mając ochotę wydrapać mu oczy. Jak on śmie jej grozić?! Gdybym mogła, to słowo daję, że bym go zabiła. Własnoręcznie, wolno, tak by bolało i żeby cierpiał. Nie byłam złym człowiekiem, ale go po prostu nie znosiłam. Ten dupek działał mi na nerwy, a każdy dobrze wiedział, że to się zwykle źle kończy. Albo dla mnie, albo dla osoby, która mnie zdenerwowała. Podjęłam decyzję w ciągu jednej sekundy.
— Nigdzie z nim nie idź! — warknęłam w jej stronę z kamiennym wyrazem twarzy i niemej prośbie. Już wolę, żeby mnie upierniczył tymi jego niby kiełkami, niż by gdzieś ją zabrał. Co jeśli ją zgwałci albo zabije? Wtedy to będzie moja wina. — A ty jej nie gróź, pierdoleńcu!
Tego już chyba było dla niego za wiele. Zdałam sobie z tego sprawę, zresztą nie tylko ja. Caroline i ta druga zrobiły takie przerażone miny, jakich jeszcze w życiu nie widziałam. Um, chyba naprawdę przesadziłam. Tyle że to nie moja wina, to on sam się o to prosił. Rozumiem, gdyby nic nie zrobił, ale zrobił i to było najważniejsze! Widziałam przebłysk wściekłości w jego obojętnych oczach i już wtedy wiedziałam, co się wydarzy. W następnej chwili głośno krzyknęłam, a on wgryzł się w moją szyję, dokładnie w tętnicę. Kurwa, gnój zaczął chlać moją krew! Poczułam ból, mocny, pulsujący i cholernie bolący ból. Nijak mogłam go zagłuszyć, a on na dodatek się nasilał. Mężczyzna naparł swoim ciałem na moje i głębiej zatopił swoje kły w mojej skórze. To tak cholernie bolało, myślałam, że nie wyrobię. Darłam się przez ten czasy czas jak pojebana, mając nadzieję, że mi ktoś pomoże. Te dwie kretynki stały i gapiły się z otwartymi z przerażenia gębami. Jeśli to przeżyję, to je zabiję. Ból się nasilał, a ja zaczęłam się jeszcze mocniej szarpać. W następnej chwili zamachnęłam się i z całej siły przywaliłam mu w ryj tak, że aż się cofnął, jednak już więcej mnie nie ugryzł. Dotknęłam rany na szyi i poczułam krew. On serialnie napił się ze mnie i to na dodatek krwi, to było tak przerażające, że aż śmieszne. Spojrzałam na niego i o mały włos, a bym się przewróciła. Zakrwawioną ręką wycierał moją krew ze swoich ust. To było ohydne, ale na swój sposób pociągające. Przepraszam, ale musiałam to przyznać. Wampir czy nie, ale Klaus Mikaelson był przystojny.




A potem wszystko działo się już bardzo szybko i strasznie boleśnie. Poczułam pulsujący ból w głowie, był tak niespodziewany, że omal nie krzyknęłam. Potem obraz mi się rozmazał jakbym miała wadę wzroku i nagle spadły mi okulary. Dostałam zawrotów głowy, przeszły mnie dreszcze i zaczęły mi się trząść nogi. W połowie świadoma mocniej przycisnęłam rękę do rany, z której w dalszym ciągu ciekła krew, a potem poczułam jak osuwam się na ziemię. Dalej była już tylko ciemność i potworny ból.

---------------
Cześć, co u was? Jak wam minął ten weekend? 
Chciałabym zadedykować ten rozdział Wyso, która czyta, ale nie chce się jej ruszyć dupy i skomentować :') <3

niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział III

Poczułam jak ktoś mną potrząsa i od razu się podniosłam, świetna pobudka nie ma co. Patrzałam spod byka na wuja, który uśmiechał się kpiąco. Nie, no przyrzekam, że zaraz mu przywalę. Nie dość, że mnie budzi o, tu spojrzałam na ekran telefonu, szóstej rano, to na dodatek się z tego cieszy. Czekaj, czekaj! Szóstej rano? Czy tego człowieka naprawdę powaliło? Budzić ludzi w środku nocy… Nie wiem jak on, ale ja o tej godzinie zwykle śpię. Prychnęłam na niego jak rozjuszona kotka, kładąc się z powrotem spać i mając głęboko w dupie to, co on sobie o tym pomyśli. Co on sobie wyobraża? Może jeszcze miałabym wstać, bo jaśnie pan od siedmiu boleści sobie tego życzy… Poczułam kolejne szarpnięcia i zmarszczyłam brwi ze zirytowania, a zaraz potem otworzyłam oczy.
— Ja wiem, że ci się nudzi, ale jak jeszcze raz mnie dotkniesz to możesz wylądować dupą na księżycu… — mruknęłam lekko zdenerwowana, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie. Czy on myśli, że może robić co chce? Jego niedoczekanie…
Wuj Tony gówno sobie zrobił z mojej groźby, bo zaraz potem zrzucił mnie z łóżka. Wtedy zaczęłam serio zastanawiać się nad tym, by mu porządnie nie skopać dupy, bo naprawdę zaczynał mnie wkurzać. Z reguły byłam spokojna i opanowana, tyle że cholernie arogancka, więc nie  było łatwo mnie zdenerwować. Dziwne, że wujaszkowi udało się to tak szybko, nie no gratulacje dla niego. Nie dałam jednak nic po sobie poznać, tylko zaciągnęłam na siebie kołdrę i próbowałam zasnąć na dywanie. Już prawie odchodziłam w krainę snów, gdy ten baran znowu zaczął mnie budzić. Przysięgam, że go kiedyś zabiję!
— Wstawaj, musisz zrobić mi śniadanie! — warknął w moją stronę, a ja momentalnie otworzyłam oczy. Rzuciłam mu kpiące spojrzenie, które sprawiło, że nie był już taki pewny siebie.
— Że co proszę? — parsknęłam z rozbawieniem. On chyba nie mówił tego na serio, prawda? Czy ten człowiek myślał, że ja to naprawdę zrobię? — Nie pomyliłeś mnie z kimś? Jeśli myślisz, że będę gotować, to się pomyliłeś. Już wolałabym zeżreć surowego kota w całości, niż zrobiłabym ci choćby kanapkę — powiedziałam to takim tonem, że jego pewność siebie wyparowała tak szybko jak się pojawiła. Głupota ludzka nie zna granic, naprawdę. — A teraz, tam są drzwi. Do widzenia!
Wstałam, zaścieliłam łóżko i weszłam do łazienki. Jak ten człowiek mnie denerwował, chyba jak nikt inny przedtem, nawet ten idiota w samolocie. Co on sobie wyobrażał? Że zacznę mu gotować, sprzątać i najlepiej być kurą domową? Jeśli to były jego oczekiwania, to muszę go zasmucić, bo to się nie stanie ani w tym życiu, ani w żadnym następnym. Przyrzekam, że jak wyjdę z łazienki i zastanę go w moim pokoju, to chyba zmiotę go z powierzchni Ziemi. Ten świat schodzi na psy, znaczy jest już dość zasrany, ale zawsze może być jeszcze bardziej. A co jeśli, to nie tylko on taki jest, ale i wszyscy mieszkańcy tego cholernego miasta? Coraz bardziej zaczynałam żałować tego całego wyjazdu z Londynu, a myślałam, że chociaż na chwilę ucieknę od spraw związanych z moim ojcem, matką i ich powiązanymi ze sobą morderstwami, których policja za nic nie mogła rozwiązać. W filmach się to wydaje takie proste, rachu-ciachu i po problemie, tyle że w prawdziwym życiu było inaczej. Po tym siedzeniu i czekaniu, aż przyjadą gliny i wyjaśnią mi postępy w śledztwie, okazało się, że i tak gówno się dowiedziałam. To było żałosne, bo nawet nie wyszło z tych wszystkich poszukiwań nic, nawet pieprzonej lokalizacji skąd przyszedł sms. Potrząsnęłam głową, starając się wyrzucić z głowy te wszystkie myśli i przestać do tego wracać. Te pieprzone „pogawędki z psychologiem” nic nie dały, bo nie mogę przestać myśleć nad zemstą i nad rozwikłaniem zagadki, ale co ja będę się przejmować jakąś babą co pieprzy jakieś głupoty o ty, jak ważne jest to, by zapomnieć o całej tej sprawie. Żałosne i tyle, bo ja za cholerę nie mogłam wymazać tego z pamięci. Szczerze mówiąc, nawet nie chciałam. Tu chodziło o moich rodziców, a nie jakichś obcych ludzi, więc nie mogłam tego zostawić w spokoju, bo wtedy zachowałabym się jak skończona idiotka. A wy byście kiedyś zostawili taką sprawę niewyjaśnioną? No właśnie, dlatego ja też tego nie zrobię. Rozczesałam włosy i zrobiłam sobie makijaż, taki jak zwykle. Błagam niech moja nowa szkoła nie będzie tak samo głupia jak mój wujek, bo chyba nie wyrobię. Teraz już wiem dlaczego on nie ma żony, też bym nie wytrzymała z nim dłużej niż pięć minut. Ten człowiek naprawdę umiał być upierdliwy i cholernie denerwujący, był jak wrzód na dupie. Ubrałam na siebie ciemne jeansy, białą koszulkę (z wydłużonymi bokami) z jakimiś napisami, czarną skórzaną kurtkę i czarne szpilki. Normalnie założyłabym glany, ale znając mnie, to sprzedałabym komuś niezłego kopa i wylądowałabym na dywaniku u dyrka, a nie chcę sobie robić problemów na starcie. Nie to, że byłam jakimś punkiem, czy coś w tym stylu – lubiłam po prostu nosić to co lubię.  Często widywano mnie w sukienkach i szpilkach, ale równie często w spodniach i glanach. Mniejsza z moim ubiorem, bo jak zaczynam gadać, to mi się gęba nie zamyka. Wyszłam z łazienki, rozglądając się po swoim pokoju. Wujka Tony’ego nigdzie nie było, więc nie musiałam znowu na niego drzeć mordy, jak ten człowiek mnie irytował. Wielki król świata się kurwa znalazł, ciekawe czy wie cokolwiek o życiu, chociaż trochę więcej niż ja. Parsknęłam cicho, biorąc torbę, którą od razu zarzuciłam sobie na ramię. Biedronka jest mądrzejsza od niego, a co dopiero on ode mnie. Musiałabym być naprawdę zacofana, żeby ten człowiek był bardziej inteligentny ode mnie. Jednego nie rozumiałam. Po cholerę bierze mnie pod opiekę, skoro ma zamiar przez cały czas doprowadzać mnie do szału. Jeśli nigdy nie widział napadu furii w moim wykonaniu, to mógł po prostu poprosić, a nie rzucać się na głęboką wodę. Weszłam do kuchni tylko na chwilę, żeby napić się wody, a potem zaraz wyszłam z domu. Znałam trochę okolice, ale mało co pamiętałam, bo tylko raz wyszłam z domu, kiedy byłam tutaj. Nie miałam pojęcia gdzie znajduje się szkoła, więc poszłam po prostu do przodu. Długo iść nie musiałam, bo już po chwili widziałam mury uczelni. Coś mi się dzisiaj za dobrze powodzi, zaraz pewnie to wszystko szlag trafi i ktoś to zepsuje. Zawsze tak było, mimo iż nic nie wskazywało na to, że będzie źle, to i tak było. Postaram się chociaż nie narobić problemów w nowej budzie, może mi się uda zwarzywszy na to, że to mój pierwszy dzień. Nie spodziewałam się, że znajdę tutaj, w Mystic Falls, jakichkolwiek przyjaciół i nie łudziłam się, że ktokolwiek mnie tutaj polubi. To, że w dawnej szkole byłam dość lubianą osobą, można by rzec, nawet popularną, nie znaczyło, że tutaj też tak musiało być. To było USA, inny kraj, zupełnie inni ludzie, zwyczaje, zachowania i zasady. Nie miałam zamiaru być taka jak wszyscy, byłam sobą i to mi stanowczo wystarczało. Nie chciałam wczuwać się w te klimaty, pragnęłam tylko wrócić do Europy, Wielkiej Brytanii, Anglii i mojego kochanego Londynu. Tyle że nic na razie nie wskazywało na to, że tam w najbliższym czasie się znajdę. Trudno, jakoś przeżyję, ale to nie znaczyło, że jakkolwiek polubię to miasto, na to nie było szans.
Westchnęłam przeciągle, wchodząc na teren szkoły i zastanawiając się, czemu ludzie się tak na mnie gapią. Wiem, że jestem nowa i w ogóle, ale to wręcz niekulturalne patrzeć się na kogoś z takim zdziwieniem.  Gdy już miałam zamiar wejść przez drzwi frontowe do środka, drogę zastąpił mi pewien blondyn. Przyrzekam, że jeśli walnie jakiś głupi tekst, to ja sama go walnę!
— Cześć, Caroline — przywitał się z uśmiechem, a ja w pierwszej chwili nie zrozumiałam tego co powiedział. Chciałam już odpowiedzieć mu „Hej”, kiedy dotarło do mnie, jak mnie nazwał. — Wpadniesz dzisiaj do mnie na imprezę?
— Czy wszyscy w tym cholernym mieście muszą nazywać mnie „Caroline”? — zapytałam, unosząc kpiąco brew. Oni wszyscy są chyba jacyś psychiczni, a mnie to zaczyna powolutku denerwować.
Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony, marszcząc brwi z niezrozumieniem. Było to dość dziwne, bo ja nie ogarniałam o co mu może chodzić, więc czekałam aż się w końcu odezwie.
— A jak mają do ciebie mówić, skoro masz tak na imię? — zapytał lekko rozbawiony, podnosząc brwi do góry. Teraz to już w ogóle nie miałam pojęcia co się tak w ogóle dzieje i co on pieprzy za głupoty.
— Nie chcę być wredna, ani nic, ale… — zaczęłam z delikatnym, cynicznym uśmieszkiem na ustach. — Czy ty masz jakieś problemy psychiczne? Jestem tutaj nowa. Nazywam się Ronnie Win i za cholerę nie wiem o co ci chodzi.
Blondyn spojrzał na mnie z politowaniem, a ja o mało co nie wyszłam z siebie. O co mu do diaska chodzi? Człowiek tu się stara być spokojnym, opanowanym i nie zabić rozmówcy przy najbliższej okazji, a on jeszcze strzela mi takie spojrzenia. Jaki bezczelny i kretyński idiota! Dlaczego patrzy z politowaniem, przecież nie palnęłam nic głupiego, takiego jak „Jestem blondynką i nie wiem o co ci chodzi!”, tylko najzwyczajniej w świecie zapytała o co mu do jasnej cholery chodzi, przecież nie jest żadną Caroline.
— Rzuć mi jeszcze jedno takie głupie spojrzenie, to sprzedam ci takiego kopa, że wylądujesz na Księżycu — warknęłam, patrząc na niego wrogo. Chyba zaskoczyłam go swoją postawą, bo zrobił takie wielkie oczy, że talerze by się tam spokojnie zmieściły. Czasami ludzie potrafią być naprawdę zabawni.
— Widzę, że ktoś ma tu zły dzień — mruknął, a ja uniosłam wysoko brwi. Słowo daję, że zaraz go palnę i ja nie żartuję! — Dobra, mniejsza z twoją dzisiejszą odmiennością… Przychodzisz na tę imprezę, Caro?
Westchnęłam przeciągle. Muszę chyba pójść na jakiś kurs samokontroli emocjonalnej, bo jeśli nie, to chyba wybuchnę. Może, jednak moje zachowanie nie jest takie idiotyczne na jakie wygląda i naprawdę nie oszalałam? Co ja plotę za głupoty, przecież każdy wie, że już zdurniałam do reszty. Jednak, to że nazwał mnie „Caroline” i zdrobnił to do „Caro” zaczęła mnie przerażać. Już lepiej wtedy mówić do mnie po nazwisku, a nie „Caro, Caro!”, bo weź do tego dodaj literkę „l” i co wyjdzie? Carol, a ja facetem nie jestem, nie byłam i nie będę. Tylko skąd wzięło się to „Caroline”? Może to jakaś Ukryta Kamera i mnie po prostu robią w konia, ale… Nie, przecież oni nie umieliby tak udawać! Na mądrych ludzi, to oni raczej nie wyglądają.
— Na imprezę mogę przyjść — Pominęłam, to że kolejny raz mnie tak nazwał, mimo że wyraźnie powiedziałam mu, że jestem Ronnie. — Tylko, nie wiem gdzie jest.
Ten tylko machnął ręką jakby odganiał jakąś cholernie denerwującą muchę. To wyglądało naprawdę zabawnie, bo próbował być beztroski i wyluzowany, ale i tak zachowywał się jakby troszczył się o najukochańszą siostrzyczkę. Parsknęłam cicho, nie mogąc się powstrzymać, bo nie mam talentu do maskowania rozbawienia. Wszystko inne tak, ale nie śmiech.
— Oczywiście, że u mnie — wyszczerzył się, patrząc mi w oczy z błyskiem w swoich. O co mu do licha ciężkiego chodzi? — Mam wolną chatę, więc robię małą balangę. Przyjdzie Elena, Stefan, Bonnie, Damon, Jeremy, ja też tam będę. Mamy nadzieję, że ciebie nie zabraknie, Caroline.
Zirytowałam się, naprawdę się zirytowałam. Skąd ja mam do licha ciężkiego wiedzieć kim są ci wszyscy ludzie? I czy ja kurwa nie powiedziałam, że nie jestem żadną pieprzoną Caroline? Ja myślałam, że mówię po angielsku, ale teraz to już nie mam zielonego pojęcia. Nienawidzę, kiedy ktoś mnie nie słucha, a on ewidentnie tego nie robił. Czy ja mówię po chińsku? Przecież powiedziałam mu, że jestem nowa, a on mi wyskakuje z takim czymś. Jednak opanowałam się, bo nie chciałam mieć pierwszego wroga w nowej szkole. Raczej nie wystarczyłoby samo przepraszam, gdybym złamała mu nos, krzycząc „Nie jestem Caroline, zjebie!”. Jeśli będą tu sami debile, którzy zaczną zwracać się do mnie per Caroline, to pierniczę wszystko i wracam do Anglii. Nic mnie tu nie trzyma, mam na to wszystko wysrane i w dupie mam to, czy wujowi by się to podobało, czy nie. Westchnęłam przeciągle i przeczesałam ręką włosy, uśmiechając się lekko. Byle tylko mnie nie wkurzył, byle tylko mnie nie zdenerwował.
— Jasne, przyjdę — powiedziałam obojętnie, ale mimo wszystko było mi miło, że ktoś chciał żeby jakaś jebnięta, nowa uczennica przyszła na jego imprezę. A, że chłopak miał na sobie strój futbolisty, musi być popularny, więc na cholerę mu jakaś powalona Ronnie Win, która gówno dla wszystkich znaczy. — Do zobaczenia.
— Narka — odpowiedział, uśmiechają się do mnie przy tym. Wyglądał na miłego i dobrego chłopaka, ale pozory mogą mylić, więc nie ufam mu. Zresztą, dlaczego miałabym to robić po pierwszym spotkaniu? Pokręciłam głową z westchnieniem.
Chłopak już odchodził, gdy nagle sobie coś przypomniałam. Warto by było zapytać, skoro sam się do mnie zagadał, a ja nie znam nikogo poza nim. To chyba rozsądne i… Przecież to będzie banalne pytanie, a ja się zastanawiam jak popierniczona, czy to będzie odpowiednie? To miasto mnie zmienia, zdecydowanie.
— Czekaj! — zawołałam, a on się odwrócił w moją stronę z uśmiechem. — Co mamy dzisiaj pierwsze?
— Historię — odpowiedział, drapiąc się po głowie. Chyba jednak to nie było odpowiednie pytanie.
— Kurwa… — mruknęłam zdenerwowana. Nienawidzę historii, ona mnie wkurza, jest denerwująca. Chciałabym, żeby tego przedmiotu już nigdy nie uczono, jest do bani. Chłopak chyba nie zrozumiał, bo zmarszczył brwi. — Nie znoszę historii.
— Odkąd mamy ją z Alaricem, to nie narzekasz — powiedział nadal zdziwiony. Kim jest ten cały Alaric? Ja nie znam nikogo o takim nazwisku, a już w ogóle historyka, który by je nosił. — Idziesz?
— Ale, że gdzie? — zapytałam bardzo mądrze. Chyba zamieniam się w Vicki, bo zaczynam kumać tak samo mało jak ona. Jednak teraz za cholerę nie wiedziałam gdzie mam z nim iść. Boże, mój mózg się kurczy, to nie jest fajne.
— No… Na historię z Alaricem — zaśmiał serdecznie chłopak. W tym samym momencie, ja o mały włos, a pieprznęłabym się w mój pusty łeb. Jak mogłam o tym nie pomyśleć? Przecież to było proste, bo gdzie indziej mielibyśmy iść? No, na wagary… ale gdzie poza nimi?
— A tak, jasne! — powiedziałam szybko i uśmiechnęłam się trochę zawstydzona. Jaką ja jestem idiotką! Powinnam się za siebie wstydzić, że też tacy debile przychodzą na świat. I nagle przypomniałam sobie, o co zapomniałam się go zapytać i jeszcze raz stwierdziłam, że przyjaźń z Vicki mnie ogłupiła. — Jak ty w ogóle ma na imię?
A on zaczął się śmiać jak głupi i wtedy stwierdziłam, że może to jednak nie ja mam coś z głową. No, bo zadałam proste pytanie, więc oczekuję prostej odpowiedzi. Co śmiesznego było w tym, że zapytałam się go o imię? Chyba to jest normalne, nawet w Ameryce. Ja jednak nie zrozumiem ich toku myślenia, chyba nigdy. Patrzyłam na niego i czekałam aż się uspokoi, a kiedy już nie śmiał się jak pojebany, to wtedy odezwał się pierwszy.
— Ale dzisiaj sobie robisz ze mnie jaja, Caroline! — wykrzyknął i uśmiechnął się do mnie rozbawiony, chociaż ja nie widziałam w tym nic śmiesznego. Kurde, zapytałam go tylko o głupie imię, a on mi gada, że z niego żartuję? Może i byłam blondynką, ale teraz to nawet brunetka nie wiedziałaby o co mu chodzi. — Od lat jestem Matt i to raczej się nie zmieni. A teraz chodź, bo spóźnimy się na historię.
I to było takie trudne? Od razu mógł palnąć coś takiego jak „Hej jestem Matt, będę się ze wszystkiego śmiać”. Ja bym nie wyrobiła tak długo śmiejąc się, bo to by było nie możliwe w moim przypadku. Ja nie uśmiecham się dłużej niż pięć minut, więc co tu w ogóle za gadanie żebym śmiała się tyle co ten chłopak. Ja pierdzielę… Tyle optymizmu w jednej osobie jeszcze nie widziałam, a znam Vicki, która jest największą paplą i gadułą w całej Wielkiej Brytanii. Nie wyobrażam jej sobie bez telefonu, ona nie wytrzymałaby bez niego nawet minuty i znam to z doświadczenia, bo raz jak jej zaginął to podwędziła swojemu ojcu, żeby mogła napisać o tym na Instagramie. Poszłam więc do klasy za Mattem, który ciągle cos do mnie gadał. Miałam ochotę włożyć słuchawki w uszy i już nigdy ich nie wyciągać, ten człowiek był nie do zniesienia. Podczas, gdy szliśmy korytarzami do tej cholernej klasy, to wszyscy witali mnie jednym pieprzonym „Hej, Caroline!”, a ja o mały włosy nie rzuciłam się każdemu jednemu do gardła. Czy tak trudno zrozumieć, że nie jestem do kurwy nędzy Caroline? Skąd im się to w ogóle wzięło? A może to jakiś rytuał, żeby wrobić nową i sprawdzić żeby stała się pośmiewiskiem szkoły. O nie, ja im się tak łatwo nie dam! Żeby jakaś banda idiotów robiła sobie ze mnie bekę? Jeśli myśleli, że jestem taka głupia, to się pomylili, bo nikt nie będzie robił ze mnie idiotki. Tak więc weszłam do klasy z uniesioną głową i usiadłam w jedynej wolnej ławce na końcu Sali, co było dla mnie komfortowe. Zawsze wolałam trzymać się na uboczy, być niby grzeczniutką i przykładną uczennicą, a potem atakowałam wrogów z zaskoczenia i nawet nie było na mnie podejrzeń. Trzeba się dobrze ustawić, to było powiedzonko wujka Marva, który wyniósł się do Szkocji i tam otworzył wielką firmę, która mnie gówno obchodziła, tak jak i on. Kiedy już wszyscy byli w sali, to odezwał się nauczyciel, który był dość młody jak na profesorka. Przysięgam, że jeśli chociaż raz mnie zdenerwuję, to go zabiję. Jednym pieprzonym ruchem go zabiję. I mi ludzie mówią, że jestem normalnym człowiekiem? Powinni wpierw spojrzeć na to, co robię, a dopiero potem mówić, że jestem dobry.
— Witajcie — przywitał się z uśmiechem, który na mnie nijak zadziałał. Wyglądał podejrzanie, co mnie od razu do niego zraziło. — Na początku chciałbym przedstawić wam nową uczennicę. Przeprowadziła się tutaj z Anglii, a na imię ma Ronnie.
Kurwa, musiał to zrobić, nie? Musiał, kurwa, musiał.
Za cholerę nie chciało mi się wychodzić na środek i udawać, że cieszę się z tego, że tu jestem i ich widzę. Nie było tak, więc dlaczego miałabym udawać, że jest super. Jedno musiałam przyznać – w tym zasranym mieście jest wielu naprawdę przystojnych mężczyzn. Najpierw ten, co siedział ze mną w samolocie, potem Matt i teraz ten profesorek. Szkoda, że nie ma tu Vicki, bo ona już pewnie wzięłaby tego faceta w obroty, jak to ona. Ostatnio prawie wywalili ze szkoły byłego historyka za uprawianie seksu z nieletnią, a taka szkoda, że go nie wywalili. Czy to tylko przypadek, że nie znoszę wszystkich, którzy mają coś związanego z nauczaniem historii? Nie sądzę, wątpię, że to przypadek. Z wielu powodów brakowało mi Vicki, ale dopiero teraz zaczęłam to odczuwać. Zwykle pieprzyła się z panem Whitem, a ja go potem szantażowałam, żeby wstawiał mi dobre oceny. Cóż… Wszyscy na tym korzystali. Ja, bo zawsze wychodziła mi łatwa piąteczka na koniec roku. Oni, bo mogli się pieprzyć ile tam sobie chcieli. To, że mi to nie przeszkadzało, nie znaczyło, że również nie obrzydzało. Może ten koleś miał około trzydziestki, ale uprawiać seks z szesnastolatką? Em, to było ohydne… Raz ich nawet przyłapałam i o mało co, a bym się na nich spawiowała. Ech, ciekawe co teraz robi Vicki. Będę musiała do niej dzisiaj zadzwonić, to sobie pogadamy i poobgadujemy suki z mojej dawnej szkoły. Jak przez mgłę usłyszałam swoje imię i o mało nie spadłam z krzesła, tak się wystraszyłam. Ja pierniczę, czy ten człowiek musi drzeć tak tego ryja? Podniosłam wzrok, a potem swoje cztery litery i rozejrzałam się po klasie. Westchnęłam przeciągle, patrząc przelotnie na Matta, który teraz zastygł w oczekiwaniu. Chyba kuźwa na gwiazdkę czeka, bo nie wiem na co innego.
— Hej, jestem Ronnie — powiedziałam obojętnie. W tym momencie wszystkie pary oczu powędrowały w moją stronę, ale ja się ani trochę nie speszyłam. — I wcale nie cieszę się, że znalazłam się w tym pieprzonym mieście. Dziękuję za uwagę.
Z powrotem zajęłam swoje miejsce, ignorując wszystkie zaciekawione, rozbawione i zdziwione spojrzenia. Nie oznaczało to, że mnie to nie denerwowało, bo wnerwiało jak nie wiem co, ale starałam się chociaż przez chwilę zachować spokój. Mówią, że liczenie do dziesięciu pomaga. No jakoś mi słabo, bo jestem przy czterdziestu, a zdenerwowanie jak jest, tak też i było. Potem starałam się nie ukręcić głowy dziewczynie, która swoim wnerwiająco piskliwym głosikiem zapytała się mnie, dlaczego nie jestem zainteresowana miastem. Odpowiedziałam jej, że gówno ją to obchodzi i że ma się do mnie nie odzywać, co oczywiście podziałało. Gdy wypowiedziałam te słowa, ona odwróciła wzrok obrażona na wszystkich i na wszystko. Nie znosiłam takich dziewczyn, denerwowały mnie i nie mogłam ich znieść. Myślą, że jak odkryją tyłki i cycki, to będą fajne? Otóż nie, moi drodzy, one nie będą przez to fajne. Ja pierniczę… Przysięgam, że jeśli w tej szkole będzie więcej takich pind, to wracam do Anglii. Poczułam szturchnięcie i już chciałam powiedzieć tej szmacie, żeby się ode mnie odwaliła, ale zobaczyłam wyczekujące spojrzenie nauczyciela, więc tylko pokręciłam głową.
— Słucham? — zapytałam spokojnie, patrząc na niego znudzonym wzrokiem, który miał znaczyć, że mam w dupie i go i te jego lekcje.
— Mogłabyś odpowiedzieć na moje pytanie? — Mężczyzna zaczął się irytować, ale miałam to w dupie. Co on sobie myśli, że będę słuchała, co za głupoty pieprzy?
— Nie mogę, bo nie słuchałam — odpowiedziałam prosto, przeczesując ręką włosy. Jeśli spodziewał się, że będę próbowała wymigać się od odpowiedzi, to grubo się mylił, bo ja zawsze mówię wprost jeśli mam na coś wylane.
— Matt? — zaczął psorek, patrząc na niego w oczekiwaniu, które prędzej zwrócone było do mnie. — Może ty znasz odpowiedź?
— Niestety nie… — westchnął chłopak, drapiąc się po głowie. Był lekko zawstydzony, co mnie rozbawiło.
Alaric pokiwał nieznacznie głową i wrócił do omawiania czegoś tam, co mnie ani nie obchodziło, ani nie ciekawiło. Zresztą w ogóle go nie słuchałam i nie było problemu. Nie lubię ludzi, którzy mnie irytują, więc będę musiała się starać być miła dla tego całego profesorka. Naprawdę nie planowałam mieć tak wielu problemów tutaj jak w tamtej szkole, bo to mnie zawsze denerwowało. Starałyśmy się z Vicki dobrze spędzić czas, podczas gdy ta banda idiotów siedziała w klasie i uczyła się jak porąbana. Lekcja się skończyła, a ja wyszłam z klasy jako jedna z ostatnich. Reszta dnia w szkole minęła równie nudno jak ta początkowa historia. Pod koniec zajęć trochę przysnęłam, więc pokłóciłam się z nauczycielem, ale na to przyjdzie czas. Zapytałam się jakiejś rudowłosej dziewczyny, czy wie gdzie jest toaleta i wskazała pierwsze drzwi na lewo, a ja od razu weszłam do środka. Przez to spanie na lekcji pewnie poczochrałam sobie całe włosy i rozmazałam sobie oczy. Spojrzałam w lustro i stwierdziłam, że nie jest wcale tak źle, bo tylko moje blond loki były w nieładzie. Rozczesałam je ręką, a potem delikatnie pomalowałam usta pomadką. Usłyszałam skrzypienie drzwi, ale nawet nie spojrzałam się w tamtą stronę, co było błędem. W tym właśnie momencie zostałam przyparta do zimnej ściany, a nade mną stała jakaś blondynka. Kiedy zobaczyłam ją w całej okazałości, to o mały włos, a dostałabym zawału.
— Kim ty do kurwy nędzy jesteś?! — warknęłam, patrząc na nią z pogardą i wyraźną drwiną. Ja pierdolę… Ta laska wyglądała jak mój klon i coś mi się wydaje, że to nie będzie miła pogawędka. — I dlaczego wyglądasz identycznie jak ja?!
Coś mi się wydawało, że ta blondi chciała powiedzieć to samo, bo na jej twarzy pojawił się wyraz zdziwienia. Czy tą są jakieś jaja, czy co? Niech ja się tylko dowiem, kto robi sobie ze mnie żarty, a przysięgam że znajdę gnoja i osobiście powieszę na szubienicy.  No do jasnej cholery! Czy ja wyglądam na osobę, z której można sobie żartować? Nie oszukujmy się, oczywiście że nie. Jeśli ktoś uważał ten cały kawał za zabawny, to jesteśmy naprawdę różni rozumieniu żartów. Pomylił się, tak bardzo się kurwa pomylił, myśląc że może kpić sobie akurat ze mnie. Patrzyłyśmy sobie w oczy i nawet to miała takie same jak ja. Obydwie byłyśmy tak samo zdenerwowane jak i zdzwione.
— Ty się mnie pytasz?! — krzyknęła dziewczyna, której głos w żadnym stopniu nie przypominał mojego, za co szczerze dziękowałam Bogu. — To Klaus cię na mnie nasłał!
Obrzuciłam ją pogardliwym spojrzeniem, krzyżując ręce na piersi. Jak ja nienawidziłam, kiedy ktoś darł na mnie mordę.
— Po pierwsze, weź na mnie kurwa nie krzycz — syknęłam, z nienawiścią patrząc na blondynkę, która przyjrzała mi się dokładnie. — A po drugie, nie wysłał mnie tutaj żaden pojebany Klaus, nawet nie wiem kim jest ten człowiek, a wmawiasz mi, że z nim spiskuję.
Dziewczyna prychnęła, mocniej zaciskając swoją dłoń na mojej szyi. Po woli zaczynałam tracić oddech, a razem z nim moją cierpliwość. Co ta laska do jasnej cholery sobie wyobraża? Myśli, że ma jakiekolwiek prawo tak mną pomiatać?
— Mnie nie nabierzesz, żmijo, więc przestań się starać! — krzyczała dalej jak jakaś porąbana, a ja prawie parsknęłam śmiechem. Mimo że nie wiem o co jej w ogóle chodzi, to jej zachowanie jest komiczne. Niech się jeszcze za klauna przebierze i będzie rewelacyjnie. — Dobrze pamiętam ostatnie słowa tego drania, kiedy groził mi, że zrobi coś co sprawi ból moim bliskim, więc nie pierdziel mi tutaj, że nie jesteś jego wysłanniczką!
Przewróciłam oczami, co ją najwyraźniej zdziwiło, bo wlepiła we mnie oczy. Podniosłam brew, dając jej do zrozumienia, że sobie z niej kpię i mam ją głęboko i szeroko w dupie. Chyba osiągnęłam zamierzony cel, bo paznokcie blondyny zaczęły mi się wbijać w skórę. Gdyby Vicki tu była, to pewnie zaczęła by ostro drzeć na nią mordę, wołając przy tym „Nie wolno tak szpecić idealnej skóry mojej Ro!”. Na samą myśl o niej na ustach pojawiał mi się uśmiech, więc nie było nic dziwnego w tym, że parsknęłam cicho. Jednak zaraz potem spoważniałam i dałam jasno do zrozumienia blondynce, że znudziła mnie rozmowa z nią. Chyba zrozumiała to co próbowałam jej przekazać, bo prychnęła cicho, a na moje usta wkradł się cyniczny uśmiech.
— Słuchaj, wariatko… — zaczęłam spokojnie, patrząc na nią wyzywająco. Jak mogłam się spodziewać, zbiło ją to z tropu, bo gapiła się na mnie jak na kosmitkę. — Gówno obchodzisz mnie ty i twoi bliscy, ale jedno wiem. W tym cholernym mieście mieszka banda świrów i idiotów! Nie dość, że mówią na mnie per „Caroline”, to jeszcze zaczynają rozmowę tak jakbyśmy się znali, a wcale tak nie jest. W dodatku atakuje mnie jakaś powalona Blondi, która uważa, że wysłał mnie do niej jakiś pieprzony Klaus. Mój wuj totalnie ocipiał, a rodzice nie żyją. Nie mogę wrócić do Anglii, ale robię wszystko żeby jak najszybciej się tam znaleźć, bo mam dość tego zasranego miejsca i nie mam zamiaru dłużej tutaj zostać. Teraz wiesz dlaczego chuj mnie obchodzą twoje zasrane sprawy, więc zejdź już ze mnie.
Niebieskooka patrzyła na mnie z rozdziawionymi ustami, a ja mogę przysiąc, że przez chwilę wydziałam ślinę cieknącą jej z ust. Jednak tak jak się pojawiła, tak też zniknęła. Dziewczyna dała mi znak, że rozumie i nawet lekko się do mnie uśmiechnęła, co mnie troszeczkę, czyli nawet nie wiecie jak bardzo, dziwiło.
— Przepraszam, ale nie dziw mi się, że tak zareagowałam, kiedy zobaczyłam dziewczynę identycznie wyglądającą jak ja — powiedziała zmieszana, spuszczając wzrok. Nie dziwiło mnie to, bo ja na jej miejscu pewnie zesrałabym się ze wstydu. To nie znaczy, że jej nie rozumiem. Doskonale sobie zdaję sprawę, jak to jest oskarżyć o  coś kogoś, kto na to nie zasłużył. — Tylko nie myśl, że ci ufam, bo tak nie jest. Zjawiasz się Bóg wie skąd, wyglądasz jak ja i zachowujesz się gorzej niż Katherine, więc mi się nie dziw, że nie jestem w stanie zaufać ci na starcie. Poza tym… Jeśli naprawdę okażesz się wysłanniczką Klausa, to osobiście utopię cię w werbenie, zrozumiano?
Parsknęłam cicho, bo rozbawiły mnie jej słowa. Te na końcu chyba miały być groźbą, bo powiedziała to z taką powagą, że omal nie zamieniła się w posąg. Ja jednak z cholerę nie wiedziałam o co jej chodzi.
— Wszystko rozumiem, tylko jedna rzecz wydaje mi się tak cholernie absurdalna, że aż muszę o niej wspomnieć… — zaczęłam, starając się zachować miły ton głosu, mimo że marnie mi to wychodziło. Jak chce żebym była miła, to niech kurwa przestanie do mnie szyframi mówić. — Nie pojęcia o co ci chodzi z tą całą werbeną, więc będę tylko udawać, że rozeznaję się w sprawie.
Blondynka wytrzeszczyła na mnie oczy, gapiąc się jakbym co najmniej zamieniła się na jej oczach w faceta, co nie było oczywiście możliwe. Powiedziałam coś nie tak? Może u nich w kraju ta werbena była czymś normalnym i ja byłam jakaś powalona, nie wiedząc co to jest. Cóż… Skoro nie wiem, to nie będę gadała, że wiem, bo byłoby to niefajne. Czekałam aż ta wyjdzie z szoku, ale udało jej się to dopiero gdy pomachałam jej ręką przed twarzą. Czyli jednak to było u nich normalne, bo nawet po ogarnięciu zdziwienia, wyglądała jakby w nią piorun strzelił.
— Jak t-to nie wiesz c-co to jest werbena? — zapytała zaskoczona, patrząc na nie z niedowierzaniem, a ja lekko się zmieszałam. Poczułam się jak kompletna tępota i zaczęłam wierzyć w te teksty o blondynkach, bo jeśli to było takie oczywiste, a ja nie wiem, no to logiczne, że jest ze mną coś nie tak. — Um, przepraszam… Werbena jest to… em… roślina! Tak, jest to roślina.
Odetchnęłam z ulgą, uśmiechając się wesoło. Kurde, a myślałam, że jestem jakaś ułomna, a tu chodziło o jakieś zielsko! Nie wiedziałam tego, bo za cholerę nie ogarniałam biologii, która była jednym słowem rypnięta, a moja była nauczycielka jeszcze bardziej niż ten przedmiot. Ciekawe czy szkoła w Stanach jest tak samo walnięta jak w Anglii. Myślę, że tak. Wszystkie szkoły są tak samo posrane, tylko trzeba o tym wiedzieć. Prawie parsknęłabym śmiechem, ale chciałam być poważna i raz na zawsze wyjaśnić tę całą sprawę ze mną i moją kopią.
— Um, nie wiem po co mi to mówisz, ale uznajmy, że nie było tematy, okej? — zaproponowałam, a gdy ona ze śmiechem kiwnęła głową, odezwałam się ponownie. — Postawmy sprawę jasno. Nie wiem kim ty kurwa jesteś. Dlaczego wyglądasz jak ja. Czemu uważasz, że jestem sługą jakiegoś tam Klausa. Tak w ogóle, to nic nie wiem. Jedno jest pewne, ja wiem kim jestem i chuj mnie obchodzi to, czy mi wierzysz, lubisz  czy Bóg wie co jeszcze. Wiem, że wydaję się naprawdę walniętą, arogancką i chamską suką i może tak jest, ale to nie znaczy, że nie potrafię być miła. Tak więc bardzo miło cię proszę żebyś do jasnej cholery puściła w końcu moją szyję i wyszła z mojej osobistej bańki.
Dziewczyna pokiwała głową i natychmiast się ode mnie odsunęła, uśmiechając się przy tym miło. Otrzepałam niewidzialny kurz ze swoich spodni i poprawiłam włosy, wzdychając przy tym głośno. Nowa szkoła i już mam problemy, mimo że one nie są takie jak zwykle, to jednak są. Spojrzałam na dziewczynę, która wyglądała identycznie jak ja, no może poza stylem ubierania się różniłyśmy, bo ja nigdy nie ubrałabym tak paskudnie szalika, który kompletnie psuł jej ładny strój i wygląd. Tego jednak ona nie musiała wiedzieć. Zastanawiałam się jak to jest w ogóle możliwe. Nie jesteśmy bliźniaczkami, więc nie możemy wyglądać tak samo. W ogóle nie jesteśmy spokrewnione, więc nie mogłybyśmy być nawet do siebie podobne, a jesteśmy wręcz identyczne. Ja pierniczę… No to niezły klops.
— Jestem Caroline Forbes — przedstawiła się blondynka, a ja miałam ochotę ją udusić. Dlatego każdy nazywał mnie „Caroline”… Ona nawet sobie nie wyobraża jak bardzo mnie to wkurzało, miałam ochotę kogoś w tamtym momencie zabić.
— A ja Ronnielle Win — powiedziałam niechętnie moje zasrane pełne imię, które było cholernie porąbane. „Ronnielle  brzmi jak gówno”, to były pierwsze słowa Vicki do mnie. Cóż w tamtym momencie odpowiedziałam, że ma rację i obie zaczęłyśmy się śmiać. — Um, ale mów mi Ronnie.
Caroline kiwnęła głową na znak zgody i uśmiechnęła się do mnie promiennie. Miała naprawdę ładny uśmiech, o wiele ładniejszy od mojego. W ogóle wyglądała na miłą, inteligentną i fajną dziewczynę, czyli dokładne przeciwieństwo mnie. Nie byłam ani miła, ani inteligentna, ani fajna i dobrze zdawałam sobie z tego sprawę. W tamtej szkole mówili na mnie ŚwiRonnie, a kiedy pierwszy raz to usłyszałam to omal nie zabiłam mówiącego śmiechem. Musiałam przyznać, że ludzie tam byli cholernie kreatywni. Może w tej świrniętej było trochę racji, bo zupełnie odchodziłam od tamtejszych norm, zwyczajów i upodobań. Poza tym klęłam jak szewc, co nie przeszkadzało tylko paru osobą, bo zwykle co drugie słowo, w moim codziennym słowniku, było „kurwa”, „pieprzyć” albo „ja pierdole”. Jeśli któreś z tych baranów w Anglii miało nadzieję, że przestanę to mówić, gdy wymyślą mi jakieś walnięte przezwisko, to byli w błędzie.
— Win! — usłyszałam krzyknięcie prosto w moje ucho i aż podskoczyłam, tak się wystraszyłam. Ja ją kiedyś zabiję, przysięgam.
— Po nazwisku to po pysku — odpowiedziałam i już się zamachnęłam, ale ta zrobiła unik i zaczęła się cicho śmiać. Nie mam pojęcia, co ją tak rozbawiło w tym, że chciałam walnąć jej w gębę, ale dobra…
— C-co? — wydyszała pomiędzy salwami śmiechu, a ja miałam ochotę znaleźć jakiś nóż. Najlepiej żeby był tępy, wtedy bardziej by bolało. Caroline wyprowadzała mnie coraz bardziej z równowagi, a to mogło skończyć się naprawdę niemiło dla tejże blondynki.
— Nic — odpowiedziałam, a w moim głosie dało się słyszeć warknięcie, irytację i zdenerwowanie. Ona to chyba wyczuła, bo opanowała się, ale uśmiech nie chciał zniknął z jej ust.
— Zluzuj warkocze, Nowa — powiedziała z wielkim uśmiechem, a ja zamachnęłam się jeszcze raz i teraz brakowało paru milimetrów, a miałaby podbite oko. Ech, tyle przegrać…
— Dorośnij, Stara — odpowiedziałam z wesołym uśmieszkiem, który chyba zbił ją z pantałyku, bo zrobiła minę jakby Alaric stanął przed nią goły i zobaczyłaby, że nic nie ma. Parsknęłam głośno, kamuflując to atakiem kaszlu. — Może idziemy stąd, bo wuj opierdzieli mnie, że się spóźniłam, a wtedy nie ręczę za siebie.
— Um, jasne — odpowiedziała i razem wyszłyśmy z toalety. Musiało to pewnie dziwnie wyglądać, bo dwie dziewczyny spojrzały na nas z przerażeniem. Nie dziwię jej się, bo jak w szkole nie ma bliźniaczek, a potem z dnia na dzień są, to wtedy zaczyna się robić troszeczkę dziwnie. — Odprowadzić cię do domu?
Nie odpowiedziałam, a ona to chyba wzięła za „tak”, bo jak wyszłyśmy ze szkoły przez główne drzwi, to wtedy ruszyła za mną. Po chwili nie słyszałam jej kroków, więc odwróciłam się z nadzieją, że poszła sobie. Niestety moje pragnienia były mylne, bo ta stała jakby w nią piorun trzepną i to porządnie trzepnął, bo chyba nawet wstrzymała oddech. Um, jak chciała być człowiekiem posągiem czy tam stojakiem, to chyba raczej trzeba oddychać, bo jak nie to naprawdę można stać się tym czymś, tyle że w trumnie.
—Nie ruszaj się! — krzyknęła do mnie, ale ja usłyszałam jakby mówiła normalnie, bo stała daleko, jakieś pięć kroków od wejścia do szkoły. I nie uwierzycie, ale w jedną sekundę stała jakieś dziesięć metrów ode mnie, a potem zaczęła iść w moją stronę spokojnym krokiem. — Odwróć się, Ronnie.




 Zrobiłam to, a moje wzrok padł na oczy… tego świra z samolotu!
— Caroline Forbes — powiedział z tym swoim typowym brytyjskim akcentem, który od razu rozpoznałam i o mały włos nie parsknęłam śmiechem. Ech… On chyba chciał być straszny, ale coś mu nie wyszło. Spojrzałam na Caroline i nie, jednak wyszło. Blondynka patrzyła na niego jakby zobaczyła ducha, a ja kolejny raz powstrzymywałam się od parsknięcia śmiechem.
— Klaus Mikaelson — powiedziała słabym głosem, co spowodowało, że uśmiechnął się z wyższością. A więc to ten padalec, któremu niby miałam służyć! Chyba kurwa w trzecim życiu, bo w tym ani w następnym to nie mogłoby się zdarzyć. Gapiłam się na nich jak zdrowo walnięta i nie wiedziałam co zrobić. Nagle wzrok mężczyzny padł na mnie, a na jego ustach wykwitł kpiący uśmiech.
— Ronnie — wypowiedział moje imię, a nie aż skręciły kiszki. No ja pierdzielę ,co to miało w ogóle być? Przecież wiem jak mam na imię, nie musi mi tego przypominać. W samolocie jakoś gadał do mnie „Caroline”, ale spoko… Cóż za ironia losu.

— Skurwiel — warknęłam pierwszą rzecz jaka przyszła mi do głowy. Nie było to chyba dobre posunięcie, bo jego spojrzenie stało się zimne, a ja mogłam przyrzec, że widziałam w jego oczach kryształki lodu.

---------------
Witam was w tej piękny, pochmurny i deszczowy dzień! Kocham takie dni <3
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału, ale starałam się żeby wyszedł naprawdę świetnie! c:
Na tym blogu będzie naprawdę dużo przekleństw, za co przepraszam, ale taka już jest Ronnie. Co zrobisz? Nic nie zrobisz :D
Dedykuję ten rozdział PaKi, Adzie, Werze i Gabi. Też was kocham, dziewczyny! *0*
Do napisania, kochani.
Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony