niedziela, 9 listopada 2014

Rozdział III

Poczułam jak ktoś mną potrząsa i od razu się podniosłam, świetna pobudka nie ma co. Patrzałam spod byka na wuja, który uśmiechał się kpiąco. Nie, no przyrzekam, że zaraz mu przywalę. Nie dość, że mnie budzi o, tu spojrzałam na ekran telefonu, szóstej rano, to na dodatek się z tego cieszy. Czekaj, czekaj! Szóstej rano? Czy tego człowieka naprawdę powaliło? Budzić ludzi w środku nocy… Nie wiem jak on, ale ja o tej godzinie zwykle śpię. Prychnęłam na niego jak rozjuszona kotka, kładąc się z powrotem spać i mając głęboko w dupie to, co on sobie o tym pomyśli. Co on sobie wyobraża? Może jeszcze miałabym wstać, bo jaśnie pan od siedmiu boleści sobie tego życzy… Poczułam kolejne szarpnięcia i zmarszczyłam brwi ze zirytowania, a zaraz potem otworzyłam oczy.
— Ja wiem, że ci się nudzi, ale jak jeszcze raz mnie dotkniesz to możesz wylądować dupą na księżycu… — mruknęłam lekko zdenerwowana, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie. Czy on myśli, że może robić co chce? Jego niedoczekanie…
Wuj Tony gówno sobie zrobił z mojej groźby, bo zaraz potem zrzucił mnie z łóżka. Wtedy zaczęłam serio zastanawiać się nad tym, by mu porządnie nie skopać dupy, bo naprawdę zaczynał mnie wkurzać. Z reguły byłam spokojna i opanowana, tyle że cholernie arogancka, więc nie  było łatwo mnie zdenerwować. Dziwne, że wujaszkowi udało się to tak szybko, nie no gratulacje dla niego. Nie dałam jednak nic po sobie poznać, tylko zaciągnęłam na siebie kołdrę i próbowałam zasnąć na dywanie. Już prawie odchodziłam w krainę snów, gdy ten baran znowu zaczął mnie budzić. Przysięgam, że go kiedyś zabiję!
— Wstawaj, musisz zrobić mi śniadanie! — warknął w moją stronę, a ja momentalnie otworzyłam oczy. Rzuciłam mu kpiące spojrzenie, które sprawiło, że nie był już taki pewny siebie.
— Że co proszę? — parsknęłam z rozbawieniem. On chyba nie mówił tego na serio, prawda? Czy ten człowiek myślał, że ja to naprawdę zrobię? — Nie pomyliłeś mnie z kimś? Jeśli myślisz, że będę gotować, to się pomyliłeś. Już wolałabym zeżreć surowego kota w całości, niż zrobiłabym ci choćby kanapkę — powiedziałam to takim tonem, że jego pewność siebie wyparowała tak szybko jak się pojawiła. Głupota ludzka nie zna granic, naprawdę. — A teraz, tam są drzwi. Do widzenia!
Wstałam, zaścieliłam łóżko i weszłam do łazienki. Jak ten człowiek mnie denerwował, chyba jak nikt inny przedtem, nawet ten idiota w samolocie. Co on sobie wyobrażał? Że zacznę mu gotować, sprzątać i najlepiej być kurą domową? Jeśli to były jego oczekiwania, to muszę go zasmucić, bo to się nie stanie ani w tym życiu, ani w żadnym następnym. Przyrzekam, że jak wyjdę z łazienki i zastanę go w moim pokoju, to chyba zmiotę go z powierzchni Ziemi. Ten świat schodzi na psy, znaczy jest już dość zasrany, ale zawsze może być jeszcze bardziej. A co jeśli, to nie tylko on taki jest, ale i wszyscy mieszkańcy tego cholernego miasta? Coraz bardziej zaczynałam żałować tego całego wyjazdu z Londynu, a myślałam, że chociaż na chwilę ucieknę od spraw związanych z moim ojcem, matką i ich powiązanymi ze sobą morderstwami, których policja za nic nie mogła rozwiązać. W filmach się to wydaje takie proste, rachu-ciachu i po problemie, tyle że w prawdziwym życiu było inaczej. Po tym siedzeniu i czekaniu, aż przyjadą gliny i wyjaśnią mi postępy w śledztwie, okazało się, że i tak gówno się dowiedziałam. To było żałosne, bo nawet nie wyszło z tych wszystkich poszukiwań nic, nawet pieprzonej lokalizacji skąd przyszedł sms. Potrząsnęłam głową, starając się wyrzucić z głowy te wszystkie myśli i przestać do tego wracać. Te pieprzone „pogawędki z psychologiem” nic nie dały, bo nie mogę przestać myśleć nad zemstą i nad rozwikłaniem zagadki, ale co ja będę się przejmować jakąś babą co pieprzy jakieś głupoty o ty, jak ważne jest to, by zapomnieć o całej tej sprawie. Żałosne i tyle, bo ja za cholerę nie mogłam wymazać tego z pamięci. Szczerze mówiąc, nawet nie chciałam. Tu chodziło o moich rodziców, a nie jakichś obcych ludzi, więc nie mogłam tego zostawić w spokoju, bo wtedy zachowałabym się jak skończona idiotka. A wy byście kiedyś zostawili taką sprawę niewyjaśnioną? No właśnie, dlatego ja też tego nie zrobię. Rozczesałam włosy i zrobiłam sobie makijaż, taki jak zwykle. Błagam niech moja nowa szkoła nie będzie tak samo głupia jak mój wujek, bo chyba nie wyrobię. Teraz już wiem dlaczego on nie ma żony, też bym nie wytrzymała z nim dłużej niż pięć minut. Ten człowiek naprawdę umiał być upierdliwy i cholernie denerwujący, był jak wrzód na dupie. Ubrałam na siebie ciemne jeansy, białą koszulkę (z wydłużonymi bokami) z jakimiś napisami, czarną skórzaną kurtkę i czarne szpilki. Normalnie założyłabym glany, ale znając mnie, to sprzedałabym komuś niezłego kopa i wylądowałabym na dywaniku u dyrka, a nie chcę sobie robić problemów na starcie. Nie to, że byłam jakimś punkiem, czy coś w tym stylu – lubiłam po prostu nosić to co lubię.  Często widywano mnie w sukienkach i szpilkach, ale równie często w spodniach i glanach. Mniejsza z moim ubiorem, bo jak zaczynam gadać, to mi się gęba nie zamyka. Wyszłam z łazienki, rozglądając się po swoim pokoju. Wujka Tony’ego nigdzie nie było, więc nie musiałam znowu na niego drzeć mordy, jak ten człowiek mnie irytował. Wielki król świata się kurwa znalazł, ciekawe czy wie cokolwiek o życiu, chociaż trochę więcej niż ja. Parsknęłam cicho, biorąc torbę, którą od razu zarzuciłam sobie na ramię. Biedronka jest mądrzejsza od niego, a co dopiero on ode mnie. Musiałabym być naprawdę zacofana, żeby ten człowiek był bardziej inteligentny ode mnie. Jednego nie rozumiałam. Po cholerę bierze mnie pod opiekę, skoro ma zamiar przez cały czas doprowadzać mnie do szału. Jeśli nigdy nie widział napadu furii w moim wykonaniu, to mógł po prostu poprosić, a nie rzucać się na głęboką wodę. Weszłam do kuchni tylko na chwilę, żeby napić się wody, a potem zaraz wyszłam z domu. Znałam trochę okolice, ale mało co pamiętałam, bo tylko raz wyszłam z domu, kiedy byłam tutaj. Nie miałam pojęcia gdzie znajduje się szkoła, więc poszłam po prostu do przodu. Długo iść nie musiałam, bo już po chwili widziałam mury uczelni. Coś mi się dzisiaj za dobrze powodzi, zaraz pewnie to wszystko szlag trafi i ktoś to zepsuje. Zawsze tak było, mimo iż nic nie wskazywało na to, że będzie źle, to i tak było. Postaram się chociaż nie narobić problemów w nowej budzie, może mi się uda zwarzywszy na to, że to mój pierwszy dzień. Nie spodziewałam się, że znajdę tutaj, w Mystic Falls, jakichkolwiek przyjaciół i nie łudziłam się, że ktokolwiek mnie tutaj polubi. To, że w dawnej szkole byłam dość lubianą osobą, można by rzec, nawet popularną, nie znaczyło, że tutaj też tak musiało być. To było USA, inny kraj, zupełnie inni ludzie, zwyczaje, zachowania i zasady. Nie miałam zamiaru być taka jak wszyscy, byłam sobą i to mi stanowczo wystarczało. Nie chciałam wczuwać się w te klimaty, pragnęłam tylko wrócić do Europy, Wielkiej Brytanii, Anglii i mojego kochanego Londynu. Tyle że nic na razie nie wskazywało na to, że tam w najbliższym czasie się znajdę. Trudno, jakoś przeżyję, ale to nie znaczyło, że jakkolwiek polubię to miasto, na to nie było szans.
Westchnęłam przeciągle, wchodząc na teren szkoły i zastanawiając się, czemu ludzie się tak na mnie gapią. Wiem, że jestem nowa i w ogóle, ale to wręcz niekulturalne patrzeć się na kogoś z takim zdziwieniem.  Gdy już miałam zamiar wejść przez drzwi frontowe do środka, drogę zastąpił mi pewien blondyn. Przyrzekam, że jeśli walnie jakiś głupi tekst, to ja sama go walnę!
— Cześć, Caroline — przywitał się z uśmiechem, a ja w pierwszej chwili nie zrozumiałam tego co powiedział. Chciałam już odpowiedzieć mu „Hej”, kiedy dotarło do mnie, jak mnie nazwał. — Wpadniesz dzisiaj do mnie na imprezę?
— Czy wszyscy w tym cholernym mieście muszą nazywać mnie „Caroline”? — zapytałam, unosząc kpiąco brew. Oni wszyscy są chyba jacyś psychiczni, a mnie to zaczyna powolutku denerwować.
Chłopak spojrzał na mnie zaskoczony, marszcząc brwi z niezrozumieniem. Było to dość dziwne, bo ja nie ogarniałam o co mu może chodzić, więc czekałam aż się w końcu odezwie.
— A jak mają do ciebie mówić, skoro masz tak na imię? — zapytał lekko rozbawiony, podnosząc brwi do góry. Teraz to już w ogóle nie miałam pojęcia co się tak w ogóle dzieje i co on pieprzy za głupoty.
— Nie chcę być wredna, ani nic, ale… — zaczęłam z delikatnym, cynicznym uśmieszkiem na ustach. — Czy ty masz jakieś problemy psychiczne? Jestem tutaj nowa. Nazywam się Ronnie Win i za cholerę nie wiem o co ci chodzi.
Blondyn spojrzał na mnie z politowaniem, a ja o mało co nie wyszłam z siebie. O co mu do diaska chodzi? Człowiek tu się stara być spokojnym, opanowanym i nie zabić rozmówcy przy najbliższej okazji, a on jeszcze strzela mi takie spojrzenia. Jaki bezczelny i kretyński idiota! Dlaczego patrzy z politowaniem, przecież nie palnęłam nic głupiego, takiego jak „Jestem blondynką i nie wiem o co ci chodzi!”, tylko najzwyczajniej w świecie zapytała o co mu do jasnej cholery chodzi, przecież nie jest żadną Caroline.
— Rzuć mi jeszcze jedno takie głupie spojrzenie, to sprzedam ci takiego kopa, że wylądujesz na Księżycu — warknęłam, patrząc na niego wrogo. Chyba zaskoczyłam go swoją postawą, bo zrobił takie wielkie oczy, że talerze by się tam spokojnie zmieściły. Czasami ludzie potrafią być naprawdę zabawni.
— Widzę, że ktoś ma tu zły dzień — mruknął, a ja uniosłam wysoko brwi. Słowo daję, że zaraz go palnę i ja nie żartuję! — Dobra, mniejsza z twoją dzisiejszą odmiennością… Przychodzisz na tę imprezę, Caro?
Westchnęłam przeciągle. Muszę chyba pójść na jakiś kurs samokontroli emocjonalnej, bo jeśli nie, to chyba wybuchnę. Może, jednak moje zachowanie nie jest takie idiotyczne na jakie wygląda i naprawdę nie oszalałam? Co ja plotę za głupoty, przecież każdy wie, że już zdurniałam do reszty. Jednak, to że nazwał mnie „Caroline” i zdrobnił to do „Caro” zaczęła mnie przerażać. Już lepiej wtedy mówić do mnie po nazwisku, a nie „Caro, Caro!”, bo weź do tego dodaj literkę „l” i co wyjdzie? Carol, a ja facetem nie jestem, nie byłam i nie będę. Tylko skąd wzięło się to „Caroline”? Może to jakaś Ukryta Kamera i mnie po prostu robią w konia, ale… Nie, przecież oni nie umieliby tak udawać! Na mądrych ludzi, to oni raczej nie wyglądają.
— Na imprezę mogę przyjść — Pominęłam, to że kolejny raz mnie tak nazwał, mimo że wyraźnie powiedziałam mu, że jestem Ronnie. — Tylko, nie wiem gdzie jest.
Ten tylko machnął ręką jakby odganiał jakąś cholernie denerwującą muchę. To wyglądało naprawdę zabawnie, bo próbował być beztroski i wyluzowany, ale i tak zachowywał się jakby troszczył się o najukochańszą siostrzyczkę. Parsknęłam cicho, nie mogąc się powstrzymać, bo nie mam talentu do maskowania rozbawienia. Wszystko inne tak, ale nie śmiech.
— Oczywiście, że u mnie — wyszczerzył się, patrząc mi w oczy z błyskiem w swoich. O co mu do licha ciężkiego chodzi? — Mam wolną chatę, więc robię małą balangę. Przyjdzie Elena, Stefan, Bonnie, Damon, Jeremy, ja też tam będę. Mamy nadzieję, że ciebie nie zabraknie, Caroline.
Zirytowałam się, naprawdę się zirytowałam. Skąd ja mam do licha ciężkiego wiedzieć kim są ci wszyscy ludzie? I czy ja kurwa nie powiedziałam, że nie jestem żadną pieprzoną Caroline? Ja myślałam, że mówię po angielsku, ale teraz to już nie mam zielonego pojęcia. Nienawidzę, kiedy ktoś mnie nie słucha, a on ewidentnie tego nie robił. Czy ja mówię po chińsku? Przecież powiedziałam mu, że jestem nowa, a on mi wyskakuje z takim czymś. Jednak opanowałam się, bo nie chciałam mieć pierwszego wroga w nowej szkole. Raczej nie wystarczyłoby samo przepraszam, gdybym złamała mu nos, krzycząc „Nie jestem Caroline, zjebie!”. Jeśli będą tu sami debile, którzy zaczną zwracać się do mnie per Caroline, to pierniczę wszystko i wracam do Anglii. Nic mnie tu nie trzyma, mam na to wszystko wysrane i w dupie mam to, czy wujowi by się to podobało, czy nie. Westchnęłam przeciągle i przeczesałam ręką włosy, uśmiechając się lekko. Byle tylko mnie nie wkurzył, byle tylko mnie nie zdenerwował.
— Jasne, przyjdę — powiedziałam obojętnie, ale mimo wszystko było mi miło, że ktoś chciał żeby jakaś jebnięta, nowa uczennica przyszła na jego imprezę. A, że chłopak miał na sobie strój futbolisty, musi być popularny, więc na cholerę mu jakaś powalona Ronnie Win, która gówno dla wszystkich znaczy. — Do zobaczenia.
— Narka — odpowiedział, uśmiechają się do mnie przy tym. Wyglądał na miłego i dobrego chłopaka, ale pozory mogą mylić, więc nie ufam mu. Zresztą, dlaczego miałabym to robić po pierwszym spotkaniu? Pokręciłam głową z westchnieniem.
Chłopak już odchodził, gdy nagle sobie coś przypomniałam. Warto by było zapytać, skoro sam się do mnie zagadał, a ja nie znam nikogo poza nim. To chyba rozsądne i… Przecież to będzie banalne pytanie, a ja się zastanawiam jak popierniczona, czy to będzie odpowiednie? To miasto mnie zmienia, zdecydowanie.
— Czekaj! — zawołałam, a on się odwrócił w moją stronę z uśmiechem. — Co mamy dzisiaj pierwsze?
— Historię — odpowiedział, drapiąc się po głowie. Chyba jednak to nie było odpowiednie pytanie.
— Kurwa… — mruknęłam zdenerwowana. Nienawidzę historii, ona mnie wkurza, jest denerwująca. Chciałabym, żeby tego przedmiotu już nigdy nie uczono, jest do bani. Chłopak chyba nie zrozumiał, bo zmarszczył brwi. — Nie znoszę historii.
— Odkąd mamy ją z Alaricem, to nie narzekasz — powiedział nadal zdziwiony. Kim jest ten cały Alaric? Ja nie znam nikogo o takim nazwisku, a już w ogóle historyka, który by je nosił. — Idziesz?
— Ale, że gdzie? — zapytałam bardzo mądrze. Chyba zamieniam się w Vicki, bo zaczynam kumać tak samo mało jak ona. Jednak teraz za cholerę nie wiedziałam gdzie mam z nim iść. Boże, mój mózg się kurczy, to nie jest fajne.
— No… Na historię z Alaricem — zaśmiał serdecznie chłopak. W tym samym momencie, ja o mały włos, a pieprznęłabym się w mój pusty łeb. Jak mogłam o tym nie pomyśleć? Przecież to było proste, bo gdzie indziej mielibyśmy iść? No, na wagary… ale gdzie poza nimi?
— A tak, jasne! — powiedziałam szybko i uśmiechnęłam się trochę zawstydzona. Jaką ja jestem idiotką! Powinnam się za siebie wstydzić, że też tacy debile przychodzą na świat. I nagle przypomniałam sobie, o co zapomniałam się go zapytać i jeszcze raz stwierdziłam, że przyjaźń z Vicki mnie ogłupiła. — Jak ty w ogóle ma na imię?
A on zaczął się śmiać jak głupi i wtedy stwierdziłam, że może to jednak nie ja mam coś z głową. No, bo zadałam proste pytanie, więc oczekuję prostej odpowiedzi. Co śmiesznego było w tym, że zapytałam się go o imię? Chyba to jest normalne, nawet w Ameryce. Ja jednak nie zrozumiem ich toku myślenia, chyba nigdy. Patrzyłam na niego i czekałam aż się uspokoi, a kiedy już nie śmiał się jak pojebany, to wtedy odezwał się pierwszy.
— Ale dzisiaj sobie robisz ze mnie jaja, Caroline! — wykrzyknął i uśmiechnął się do mnie rozbawiony, chociaż ja nie widziałam w tym nic śmiesznego. Kurde, zapytałam go tylko o głupie imię, a on mi gada, że z niego żartuję? Może i byłam blondynką, ale teraz to nawet brunetka nie wiedziałaby o co mu chodzi. — Od lat jestem Matt i to raczej się nie zmieni. A teraz chodź, bo spóźnimy się na historię.
I to było takie trudne? Od razu mógł palnąć coś takiego jak „Hej jestem Matt, będę się ze wszystkiego śmiać”. Ja bym nie wyrobiła tak długo śmiejąc się, bo to by było nie możliwe w moim przypadku. Ja nie uśmiecham się dłużej niż pięć minut, więc co tu w ogóle za gadanie żebym śmiała się tyle co ten chłopak. Ja pierdzielę… Tyle optymizmu w jednej osobie jeszcze nie widziałam, a znam Vicki, która jest największą paplą i gadułą w całej Wielkiej Brytanii. Nie wyobrażam jej sobie bez telefonu, ona nie wytrzymałaby bez niego nawet minuty i znam to z doświadczenia, bo raz jak jej zaginął to podwędziła swojemu ojcu, żeby mogła napisać o tym na Instagramie. Poszłam więc do klasy za Mattem, który ciągle cos do mnie gadał. Miałam ochotę włożyć słuchawki w uszy i już nigdy ich nie wyciągać, ten człowiek był nie do zniesienia. Podczas, gdy szliśmy korytarzami do tej cholernej klasy, to wszyscy witali mnie jednym pieprzonym „Hej, Caroline!”, a ja o mały włosy nie rzuciłam się każdemu jednemu do gardła. Czy tak trudno zrozumieć, że nie jestem do kurwy nędzy Caroline? Skąd im się to w ogóle wzięło? A może to jakiś rytuał, żeby wrobić nową i sprawdzić żeby stała się pośmiewiskiem szkoły. O nie, ja im się tak łatwo nie dam! Żeby jakaś banda idiotów robiła sobie ze mnie bekę? Jeśli myśleli, że jestem taka głupia, to się pomylili, bo nikt nie będzie robił ze mnie idiotki. Tak więc weszłam do klasy z uniesioną głową i usiadłam w jedynej wolnej ławce na końcu Sali, co było dla mnie komfortowe. Zawsze wolałam trzymać się na uboczy, być niby grzeczniutką i przykładną uczennicą, a potem atakowałam wrogów z zaskoczenia i nawet nie było na mnie podejrzeń. Trzeba się dobrze ustawić, to było powiedzonko wujka Marva, który wyniósł się do Szkocji i tam otworzył wielką firmę, która mnie gówno obchodziła, tak jak i on. Kiedy już wszyscy byli w sali, to odezwał się nauczyciel, który był dość młody jak na profesorka. Przysięgam, że jeśli chociaż raz mnie zdenerwuję, to go zabiję. Jednym pieprzonym ruchem go zabiję. I mi ludzie mówią, że jestem normalnym człowiekiem? Powinni wpierw spojrzeć na to, co robię, a dopiero potem mówić, że jestem dobry.
— Witajcie — przywitał się z uśmiechem, który na mnie nijak zadziałał. Wyglądał podejrzanie, co mnie od razu do niego zraziło. — Na początku chciałbym przedstawić wam nową uczennicę. Przeprowadziła się tutaj z Anglii, a na imię ma Ronnie.
Kurwa, musiał to zrobić, nie? Musiał, kurwa, musiał.
Za cholerę nie chciało mi się wychodzić na środek i udawać, że cieszę się z tego, że tu jestem i ich widzę. Nie było tak, więc dlaczego miałabym udawać, że jest super. Jedno musiałam przyznać – w tym zasranym mieście jest wielu naprawdę przystojnych mężczyzn. Najpierw ten, co siedział ze mną w samolocie, potem Matt i teraz ten profesorek. Szkoda, że nie ma tu Vicki, bo ona już pewnie wzięłaby tego faceta w obroty, jak to ona. Ostatnio prawie wywalili ze szkoły byłego historyka za uprawianie seksu z nieletnią, a taka szkoda, że go nie wywalili. Czy to tylko przypadek, że nie znoszę wszystkich, którzy mają coś związanego z nauczaniem historii? Nie sądzę, wątpię, że to przypadek. Z wielu powodów brakowało mi Vicki, ale dopiero teraz zaczęłam to odczuwać. Zwykle pieprzyła się z panem Whitem, a ja go potem szantażowałam, żeby wstawiał mi dobre oceny. Cóż… Wszyscy na tym korzystali. Ja, bo zawsze wychodziła mi łatwa piąteczka na koniec roku. Oni, bo mogli się pieprzyć ile tam sobie chcieli. To, że mi to nie przeszkadzało, nie znaczyło, że również nie obrzydzało. Może ten koleś miał około trzydziestki, ale uprawiać seks z szesnastolatką? Em, to było ohydne… Raz ich nawet przyłapałam i o mało co, a bym się na nich spawiowała. Ech, ciekawe co teraz robi Vicki. Będę musiała do niej dzisiaj zadzwonić, to sobie pogadamy i poobgadujemy suki z mojej dawnej szkoły. Jak przez mgłę usłyszałam swoje imię i o mało nie spadłam z krzesła, tak się wystraszyłam. Ja pierniczę, czy ten człowiek musi drzeć tak tego ryja? Podniosłam wzrok, a potem swoje cztery litery i rozejrzałam się po klasie. Westchnęłam przeciągle, patrząc przelotnie na Matta, który teraz zastygł w oczekiwaniu. Chyba kuźwa na gwiazdkę czeka, bo nie wiem na co innego.
— Hej, jestem Ronnie — powiedziałam obojętnie. W tym momencie wszystkie pary oczu powędrowały w moją stronę, ale ja się ani trochę nie speszyłam. — I wcale nie cieszę się, że znalazłam się w tym pieprzonym mieście. Dziękuję za uwagę.
Z powrotem zajęłam swoje miejsce, ignorując wszystkie zaciekawione, rozbawione i zdziwione spojrzenia. Nie oznaczało to, że mnie to nie denerwowało, bo wnerwiało jak nie wiem co, ale starałam się chociaż przez chwilę zachować spokój. Mówią, że liczenie do dziesięciu pomaga. No jakoś mi słabo, bo jestem przy czterdziestu, a zdenerwowanie jak jest, tak też i było. Potem starałam się nie ukręcić głowy dziewczynie, która swoim wnerwiająco piskliwym głosikiem zapytała się mnie, dlaczego nie jestem zainteresowana miastem. Odpowiedziałam jej, że gówno ją to obchodzi i że ma się do mnie nie odzywać, co oczywiście podziałało. Gdy wypowiedziałam te słowa, ona odwróciła wzrok obrażona na wszystkich i na wszystko. Nie znosiłam takich dziewczyn, denerwowały mnie i nie mogłam ich znieść. Myślą, że jak odkryją tyłki i cycki, to będą fajne? Otóż nie, moi drodzy, one nie będą przez to fajne. Ja pierniczę… Przysięgam, że jeśli w tej szkole będzie więcej takich pind, to wracam do Anglii. Poczułam szturchnięcie i już chciałam powiedzieć tej szmacie, żeby się ode mnie odwaliła, ale zobaczyłam wyczekujące spojrzenie nauczyciela, więc tylko pokręciłam głową.
— Słucham? — zapytałam spokojnie, patrząc na niego znudzonym wzrokiem, który miał znaczyć, że mam w dupie i go i te jego lekcje.
— Mogłabyś odpowiedzieć na moje pytanie? — Mężczyzna zaczął się irytować, ale miałam to w dupie. Co on sobie myśli, że będę słuchała, co za głupoty pieprzy?
— Nie mogę, bo nie słuchałam — odpowiedziałam prosto, przeczesując ręką włosy. Jeśli spodziewał się, że będę próbowała wymigać się od odpowiedzi, to grubo się mylił, bo ja zawsze mówię wprost jeśli mam na coś wylane.
— Matt? — zaczął psorek, patrząc na niego w oczekiwaniu, które prędzej zwrócone było do mnie. — Może ty znasz odpowiedź?
— Niestety nie… — westchnął chłopak, drapiąc się po głowie. Był lekko zawstydzony, co mnie rozbawiło.
Alaric pokiwał nieznacznie głową i wrócił do omawiania czegoś tam, co mnie ani nie obchodziło, ani nie ciekawiło. Zresztą w ogóle go nie słuchałam i nie było problemu. Nie lubię ludzi, którzy mnie irytują, więc będę musiała się starać być miła dla tego całego profesorka. Naprawdę nie planowałam mieć tak wielu problemów tutaj jak w tamtej szkole, bo to mnie zawsze denerwowało. Starałyśmy się z Vicki dobrze spędzić czas, podczas gdy ta banda idiotów siedziała w klasie i uczyła się jak porąbana. Lekcja się skończyła, a ja wyszłam z klasy jako jedna z ostatnich. Reszta dnia w szkole minęła równie nudno jak ta początkowa historia. Pod koniec zajęć trochę przysnęłam, więc pokłóciłam się z nauczycielem, ale na to przyjdzie czas. Zapytałam się jakiejś rudowłosej dziewczyny, czy wie gdzie jest toaleta i wskazała pierwsze drzwi na lewo, a ja od razu weszłam do środka. Przez to spanie na lekcji pewnie poczochrałam sobie całe włosy i rozmazałam sobie oczy. Spojrzałam w lustro i stwierdziłam, że nie jest wcale tak źle, bo tylko moje blond loki były w nieładzie. Rozczesałam je ręką, a potem delikatnie pomalowałam usta pomadką. Usłyszałam skrzypienie drzwi, ale nawet nie spojrzałam się w tamtą stronę, co było błędem. W tym właśnie momencie zostałam przyparta do zimnej ściany, a nade mną stała jakaś blondynka. Kiedy zobaczyłam ją w całej okazałości, to o mały włos, a dostałabym zawału.
— Kim ty do kurwy nędzy jesteś?! — warknęłam, patrząc na nią z pogardą i wyraźną drwiną. Ja pierdolę… Ta laska wyglądała jak mój klon i coś mi się wydaje, że to nie będzie miła pogawędka. — I dlaczego wyglądasz identycznie jak ja?!
Coś mi się wydawało, że ta blondi chciała powiedzieć to samo, bo na jej twarzy pojawił się wyraz zdziwienia. Czy tą są jakieś jaja, czy co? Niech ja się tylko dowiem, kto robi sobie ze mnie żarty, a przysięgam że znajdę gnoja i osobiście powieszę na szubienicy.  No do jasnej cholery! Czy ja wyglądam na osobę, z której można sobie żartować? Nie oszukujmy się, oczywiście że nie. Jeśli ktoś uważał ten cały kawał za zabawny, to jesteśmy naprawdę różni rozumieniu żartów. Pomylił się, tak bardzo się kurwa pomylił, myśląc że może kpić sobie akurat ze mnie. Patrzyłyśmy sobie w oczy i nawet to miała takie same jak ja. Obydwie byłyśmy tak samo zdenerwowane jak i zdzwione.
— Ty się mnie pytasz?! — krzyknęła dziewczyna, której głos w żadnym stopniu nie przypominał mojego, za co szczerze dziękowałam Bogu. — To Klaus cię na mnie nasłał!
Obrzuciłam ją pogardliwym spojrzeniem, krzyżując ręce na piersi. Jak ja nienawidziłam, kiedy ktoś darł na mnie mordę.
— Po pierwsze, weź na mnie kurwa nie krzycz — syknęłam, z nienawiścią patrząc na blondynkę, która przyjrzała mi się dokładnie. — A po drugie, nie wysłał mnie tutaj żaden pojebany Klaus, nawet nie wiem kim jest ten człowiek, a wmawiasz mi, że z nim spiskuję.
Dziewczyna prychnęła, mocniej zaciskając swoją dłoń na mojej szyi. Po woli zaczynałam tracić oddech, a razem z nim moją cierpliwość. Co ta laska do jasnej cholery sobie wyobraża? Myśli, że ma jakiekolwiek prawo tak mną pomiatać?
— Mnie nie nabierzesz, żmijo, więc przestań się starać! — krzyczała dalej jak jakaś porąbana, a ja prawie parsknęłam śmiechem. Mimo że nie wiem o co jej w ogóle chodzi, to jej zachowanie jest komiczne. Niech się jeszcze za klauna przebierze i będzie rewelacyjnie. — Dobrze pamiętam ostatnie słowa tego drania, kiedy groził mi, że zrobi coś co sprawi ból moim bliskim, więc nie pierdziel mi tutaj, że nie jesteś jego wysłanniczką!
Przewróciłam oczami, co ją najwyraźniej zdziwiło, bo wlepiła we mnie oczy. Podniosłam brew, dając jej do zrozumienia, że sobie z niej kpię i mam ją głęboko i szeroko w dupie. Chyba osiągnęłam zamierzony cel, bo paznokcie blondyny zaczęły mi się wbijać w skórę. Gdyby Vicki tu była, to pewnie zaczęła by ostro drzeć na nią mordę, wołając przy tym „Nie wolno tak szpecić idealnej skóry mojej Ro!”. Na samą myśl o niej na ustach pojawiał mi się uśmiech, więc nie było nic dziwnego w tym, że parsknęłam cicho. Jednak zaraz potem spoważniałam i dałam jasno do zrozumienia blondynce, że znudziła mnie rozmowa z nią. Chyba zrozumiała to co próbowałam jej przekazać, bo prychnęła cicho, a na moje usta wkradł się cyniczny uśmiech.
— Słuchaj, wariatko… — zaczęłam spokojnie, patrząc na nią wyzywająco. Jak mogłam się spodziewać, zbiło ją to z tropu, bo gapiła się na mnie jak na kosmitkę. — Gówno obchodzisz mnie ty i twoi bliscy, ale jedno wiem. W tym cholernym mieście mieszka banda świrów i idiotów! Nie dość, że mówią na mnie per „Caroline”, to jeszcze zaczynają rozmowę tak jakbyśmy się znali, a wcale tak nie jest. W dodatku atakuje mnie jakaś powalona Blondi, która uważa, że wysłał mnie do niej jakiś pieprzony Klaus. Mój wuj totalnie ocipiał, a rodzice nie żyją. Nie mogę wrócić do Anglii, ale robię wszystko żeby jak najszybciej się tam znaleźć, bo mam dość tego zasranego miejsca i nie mam zamiaru dłużej tutaj zostać. Teraz wiesz dlaczego chuj mnie obchodzą twoje zasrane sprawy, więc zejdź już ze mnie.
Niebieskooka patrzyła na mnie z rozdziawionymi ustami, a ja mogę przysiąc, że przez chwilę wydziałam ślinę cieknącą jej z ust. Jednak tak jak się pojawiła, tak też zniknęła. Dziewczyna dała mi znak, że rozumie i nawet lekko się do mnie uśmiechnęła, co mnie troszeczkę, czyli nawet nie wiecie jak bardzo, dziwiło.
— Przepraszam, ale nie dziw mi się, że tak zareagowałam, kiedy zobaczyłam dziewczynę identycznie wyglądającą jak ja — powiedziała zmieszana, spuszczając wzrok. Nie dziwiło mnie to, bo ja na jej miejscu pewnie zesrałabym się ze wstydu. To nie znaczy, że jej nie rozumiem. Doskonale sobie zdaję sprawę, jak to jest oskarżyć o  coś kogoś, kto na to nie zasłużył. — Tylko nie myśl, że ci ufam, bo tak nie jest. Zjawiasz się Bóg wie skąd, wyglądasz jak ja i zachowujesz się gorzej niż Katherine, więc mi się nie dziw, że nie jestem w stanie zaufać ci na starcie. Poza tym… Jeśli naprawdę okażesz się wysłanniczką Klausa, to osobiście utopię cię w werbenie, zrozumiano?
Parsknęłam cicho, bo rozbawiły mnie jej słowa. Te na końcu chyba miały być groźbą, bo powiedziała to z taką powagą, że omal nie zamieniła się w posąg. Ja jednak z cholerę nie wiedziałam o co jej chodzi.
— Wszystko rozumiem, tylko jedna rzecz wydaje mi się tak cholernie absurdalna, że aż muszę o niej wspomnieć… — zaczęłam, starając się zachować miły ton głosu, mimo że marnie mi to wychodziło. Jak chce żebym była miła, to niech kurwa przestanie do mnie szyframi mówić. — Nie pojęcia o co ci chodzi z tą całą werbeną, więc będę tylko udawać, że rozeznaję się w sprawie.
Blondynka wytrzeszczyła na mnie oczy, gapiąc się jakbym co najmniej zamieniła się na jej oczach w faceta, co nie było oczywiście możliwe. Powiedziałam coś nie tak? Może u nich w kraju ta werbena była czymś normalnym i ja byłam jakaś powalona, nie wiedząc co to jest. Cóż… Skoro nie wiem, to nie będę gadała, że wiem, bo byłoby to niefajne. Czekałam aż ta wyjdzie z szoku, ale udało jej się to dopiero gdy pomachałam jej ręką przed twarzą. Czyli jednak to było u nich normalne, bo nawet po ogarnięciu zdziwienia, wyglądała jakby w nią piorun strzelił.
— Jak t-to nie wiesz c-co to jest werbena? — zapytała zaskoczona, patrząc na nie z niedowierzaniem, a ja lekko się zmieszałam. Poczułam się jak kompletna tępota i zaczęłam wierzyć w te teksty o blondynkach, bo jeśli to było takie oczywiste, a ja nie wiem, no to logiczne, że jest ze mną coś nie tak. — Um, przepraszam… Werbena jest to… em… roślina! Tak, jest to roślina.
Odetchnęłam z ulgą, uśmiechając się wesoło. Kurde, a myślałam, że jestem jakaś ułomna, a tu chodziło o jakieś zielsko! Nie wiedziałam tego, bo za cholerę nie ogarniałam biologii, która była jednym słowem rypnięta, a moja była nauczycielka jeszcze bardziej niż ten przedmiot. Ciekawe czy szkoła w Stanach jest tak samo walnięta jak w Anglii. Myślę, że tak. Wszystkie szkoły są tak samo posrane, tylko trzeba o tym wiedzieć. Prawie parsknęłabym śmiechem, ale chciałam być poważna i raz na zawsze wyjaśnić tę całą sprawę ze mną i moją kopią.
— Um, nie wiem po co mi to mówisz, ale uznajmy, że nie było tematy, okej? — zaproponowałam, a gdy ona ze śmiechem kiwnęła głową, odezwałam się ponownie. — Postawmy sprawę jasno. Nie wiem kim ty kurwa jesteś. Dlaczego wyglądasz jak ja. Czemu uważasz, że jestem sługą jakiegoś tam Klausa. Tak w ogóle, to nic nie wiem. Jedno jest pewne, ja wiem kim jestem i chuj mnie obchodzi to, czy mi wierzysz, lubisz  czy Bóg wie co jeszcze. Wiem, że wydaję się naprawdę walniętą, arogancką i chamską suką i może tak jest, ale to nie znaczy, że nie potrafię być miła. Tak więc bardzo miło cię proszę żebyś do jasnej cholery puściła w końcu moją szyję i wyszła z mojej osobistej bańki.
Dziewczyna pokiwała głową i natychmiast się ode mnie odsunęła, uśmiechając się przy tym miło. Otrzepałam niewidzialny kurz ze swoich spodni i poprawiłam włosy, wzdychając przy tym głośno. Nowa szkoła i już mam problemy, mimo że one nie są takie jak zwykle, to jednak są. Spojrzałam na dziewczynę, która wyglądała identycznie jak ja, no może poza stylem ubierania się różniłyśmy, bo ja nigdy nie ubrałabym tak paskudnie szalika, który kompletnie psuł jej ładny strój i wygląd. Tego jednak ona nie musiała wiedzieć. Zastanawiałam się jak to jest w ogóle możliwe. Nie jesteśmy bliźniaczkami, więc nie możemy wyglądać tak samo. W ogóle nie jesteśmy spokrewnione, więc nie mogłybyśmy być nawet do siebie podobne, a jesteśmy wręcz identyczne. Ja pierniczę… No to niezły klops.
— Jestem Caroline Forbes — przedstawiła się blondynka, a ja miałam ochotę ją udusić. Dlatego każdy nazywał mnie „Caroline”… Ona nawet sobie nie wyobraża jak bardzo mnie to wkurzało, miałam ochotę kogoś w tamtym momencie zabić.
— A ja Ronnielle Win — powiedziałam niechętnie moje zasrane pełne imię, które było cholernie porąbane. „Ronnielle  brzmi jak gówno”, to były pierwsze słowa Vicki do mnie. Cóż w tamtym momencie odpowiedziałam, że ma rację i obie zaczęłyśmy się śmiać. — Um, ale mów mi Ronnie.
Caroline kiwnęła głową na znak zgody i uśmiechnęła się do mnie promiennie. Miała naprawdę ładny uśmiech, o wiele ładniejszy od mojego. W ogóle wyglądała na miłą, inteligentną i fajną dziewczynę, czyli dokładne przeciwieństwo mnie. Nie byłam ani miła, ani inteligentna, ani fajna i dobrze zdawałam sobie z tego sprawę. W tamtej szkole mówili na mnie ŚwiRonnie, a kiedy pierwszy raz to usłyszałam to omal nie zabiłam mówiącego śmiechem. Musiałam przyznać, że ludzie tam byli cholernie kreatywni. Może w tej świrniętej było trochę racji, bo zupełnie odchodziłam od tamtejszych norm, zwyczajów i upodobań. Poza tym klęłam jak szewc, co nie przeszkadzało tylko paru osobą, bo zwykle co drugie słowo, w moim codziennym słowniku, było „kurwa”, „pieprzyć” albo „ja pierdole”. Jeśli któreś z tych baranów w Anglii miało nadzieję, że przestanę to mówić, gdy wymyślą mi jakieś walnięte przezwisko, to byli w błędzie.
— Win! — usłyszałam krzyknięcie prosto w moje ucho i aż podskoczyłam, tak się wystraszyłam. Ja ją kiedyś zabiję, przysięgam.
— Po nazwisku to po pysku — odpowiedziałam i już się zamachnęłam, ale ta zrobiła unik i zaczęła się cicho śmiać. Nie mam pojęcia, co ją tak rozbawiło w tym, że chciałam walnąć jej w gębę, ale dobra…
— C-co? — wydyszała pomiędzy salwami śmiechu, a ja miałam ochotę znaleźć jakiś nóż. Najlepiej żeby był tępy, wtedy bardziej by bolało. Caroline wyprowadzała mnie coraz bardziej z równowagi, a to mogło skończyć się naprawdę niemiło dla tejże blondynki.
— Nic — odpowiedziałam, a w moim głosie dało się słyszeć warknięcie, irytację i zdenerwowanie. Ona to chyba wyczuła, bo opanowała się, ale uśmiech nie chciał zniknął z jej ust.
— Zluzuj warkocze, Nowa — powiedziała z wielkim uśmiechem, a ja zamachnęłam się jeszcze raz i teraz brakowało paru milimetrów, a miałaby podbite oko. Ech, tyle przegrać…
— Dorośnij, Stara — odpowiedziałam z wesołym uśmieszkiem, który chyba zbił ją z pantałyku, bo zrobiła minę jakby Alaric stanął przed nią goły i zobaczyłaby, że nic nie ma. Parsknęłam głośno, kamuflując to atakiem kaszlu. — Może idziemy stąd, bo wuj opierdzieli mnie, że się spóźniłam, a wtedy nie ręczę za siebie.
— Um, jasne — odpowiedziała i razem wyszłyśmy z toalety. Musiało to pewnie dziwnie wyglądać, bo dwie dziewczyny spojrzały na nas z przerażeniem. Nie dziwię jej się, bo jak w szkole nie ma bliźniaczek, a potem z dnia na dzień są, to wtedy zaczyna się robić troszeczkę dziwnie. — Odprowadzić cię do domu?
Nie odpowiedziałam, a ona to chyba wzięła za „tak”, bo jak wyszłyśmy ze szkoły przez główne drzwi, to wtedy ruszyła za mną. Po chwili nie słyszałam jej kroków, więc odwróciłam się z nadzieją, że poszła sobie. Niestety moje pragnienia były mylne, bo ta stała jakby w nią piorun trzepną i to porządnie trzepnął, bo chyba nawet wstrzymała oddech. Um, jak chciała być człowiekiem posągiem czy tam stojakiem, to chyba raczej trzeba oddychać, bo jak nie to naprawdę można stać się tym czymś, tyle że w trumnie.
—Nie ruszaj się! — krzyknęła do mnie, ale ja usłyszałam jakby mówiła normalnie, bo stała daleko, jakieś pięć kroków od wejścia do szkoły. I nie uwierzycie, ale w jedną sekundę stała jakieś dziesięć metrów ode mnie, a potem zaczęła iść w moją stronę spokojnym krokiem. — Odwróć się, Ronnie.




 Zrobiłam to, a moje wzrok padł na oczy… tego świra z samolotu!
— Caroline Forbes — powiedział z tym swoim typowym brytyjskim akcentem, który od razu rozpoznałam i o mały włos nie parsknęłam śmiechem. Ech… On chyba chciał być straszny, ale coś mu nie wyszło. Spojrzałam na Caroline i nie, jednak wyszło. Blondynka patrzyła na niego jakby zobaczyła ducha, a ja kolejny raz powstrzymywałam się od parsknięcia śmiechem.
— Klaus Mikaelson — powiedziała słabym głosem, co spowodowało, że uśmiechnął się z wyższością. A więc to ten padalec, któremu niby miałam służyć! Chyba kurwa w trzecim życiu, bo w tym ani w następnym to nie mogłoby się zdarzyć. Gapiłam się na nich jak zdrowo walnięta i nie wiedziałam co zrobić. Nagle wzrok mężczyzny padł na mnie, a na jego ustach wykwitł kpiący uśmiech.
— Ronnie — wypowiedział moje imię, a nie aż skręciły kiszki. No ja pierdzielę ,co to miało w ogóle być? Przecież wiem jak mam na imię, nie musi mi tego przypominać. W samolocie jakoś gadał do mnie „Caroline”, ale spoko… Cóż za ironia losu.

— Skurwiel — warknęłam pierwszą rzecz jaka przyszła mi do głowy. Nie było to chyba dobre posunięcie, bo jego spojrzenie stało się zimne, a ja mogłam przyrzec, że widziałam w jego oczach kryształki lodu.

---------------
Witam was w tej piękny, pochmurny i deszczowy dzień! Kocham takie dni <3
Przepraszam, że tak długo nie dodawałam rozdziału, ale starałam się żeby wyszedł naprawdę świetnie! c:
Na tym blogu będzie naprawdę dużo przekleństw, za co przepraszam, ale taka już jest Ronnie. Co zrobisz? Nic nie zrobisz :D
Dedykuję ten rozdział PaKi, Adzie, Werze i Gabi. Też was kocham, dziewczyny! *0*
Do napisania, kochani.

4 komentarze:

  1. Cześć! :33
    Tutaj będzie komentarz, ale wpierw muszę przeczytać rozdział! ^^
    PS. JESTEM PIERWSZA! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest najlepszy blog o TVD ever! Ronnie jest zajebista, słowo daję i dupa, że tyle przeklina, bo przez to jest jeszcze lepsza :3 Weź sobie wyobraź, że przynajmniej pięć razy, czytając ten rozdział, spadłam z krzesła i śmiałam się jak porąbana! Kurcze, zakochałam się w tym blogu, bez dwóch zdań <3 Ona jest taka podobna do mnie, że aż sama się dziwię. Dobra, a może teraz przejdę do komentowania tego przecudownego rozdziału! ^^ Nie lubię jej wuja, jest naprawdę głupi! Ale nasza Ronnie sobie świetnie z nim poradziła :3 Gnojek jeden, no ja bym mu przylała, niech skonam! (Zaczynam biedolić jak Hagrid xd) Potem ta rozmowa z Mattem... Ona jest była genialna! Hahaha! Jej teksty są najlepsze, ever! <3 Potem lekcja z Alaricem, która mnie rozpierniczyła xd O matko! Ta wymiana zdań z Caroline mnie rozwaliła na łopatki. Była świetna! <3 Potem to "Skurwiel" i o mały włos nie zabiłam śmiechem swojej młodszej siostry, która biegała jak pojebana po moim pokoju. Tak się wystraszyła, że wybiegła z płaczem, a mi dostało się od ojca. Ups... xd Ten gif jest z-a-j-e-b-i-s-t-y! ^^ *O*
      Czekam na kolejny wspaniały rozdział :*
      Życzę weny :*
      Ala

      Usuń
  2. Nie mogę się wypowiadać co do zdarzeń bo nie znam TVD ale styll i wgl <333
    Lovciam cię i twoje pisanie ChmielU <3
    Martynko :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Po pierwsze: Dzięki, że nie zapomniałaś o mojej prośbie.
    A teraz wypowiem się na temat posta: To było coś! Superancko ci to wyszło!
    Mogę jeszcze powiedzieć, że już nie mogę doczekać się ciągu dalszego.
    Powodzonka z następną notką :*

    OdpowiedzUsuń

Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony