sobota, 27 września 2014

Rozdział II

Stałam przy oknie na lotnisku, czekając na odprawę, ale oczywiście musiała się opóźnić. Przeczesałam dłonią włosy i skrzyżowałam ręce na piersi, byłam znudzona. Miałam na sobie czarną, zwiewną sukienkę do połowy ud, tego samego koloru szpilki i białą torebkę. Znudzenie przerodziło się w irytację, a potem w zdenerwowanie. Z wściekłości zaczęłam postukiwać palcami w barierkę, cholerne opóźnienia. Od śmierci ojca byłam  jeszcze bardziej nerwowa, nie pogodziłam z tym, że już go nie ma. Na dodatek musiałam przeprowadzić się z przepięknego Londynu do jakiegoś pieprzonego miasta i zamieszkać ze znienawidzonym wujem. Od tak mam porzucić swoje dotychczasowe życie i przelecieć samolotem pół świata, żeby się przeprowadzić do Mystic Falls i zamieszkać z zupełnie nie znanym mi mężczyzną. W Anglii miałam przyjaciół, ale tutaj tak szybko na pewno nie znajdę. Poza tym to wszystko jest do dupy. Zero kontaktu ze światem, koniec mojego podróżowania, koniec wolności i zabawy. Wątpię, że znajdę tu cokolwiek co mi się spodoba albo zdziwi. No, bo co ciekawego może być w takim miasteczku od siedmiu boleści? Czym to w ogóle jest w porównaniu do przepięknego Londynu? Po godzinie byłam już w samolocie i wręcz skakałam z radości, że opuszczam Anglię. Włożyłam słuchawki w uszy zaczęłam słuchać muzyki, przymykając oczy. Jednak nim wystartowaliśmy stanął przede mną mężczyzna, bardzo przystojny mężczyzna. Z niechęcią wyłączyłam piosenkę i wyciągnęłam słuchawki, nie miałam zamiaru z nikim gadać.
— Czego? — warknęłam na powitanie.
— Mogę się dosiąść? — zapytał z uroczym uśmiechem, nie przejmując się moim tonem.
— A rób sobie co chcesz…
Po tych słowach na powrót słyszałam brzmienie ów melodii. Zrelaksowałam się, zamykając oczy i wsłuchując się słowa dobrze znanej mi piosenki. Wyciągnęłam z torby książkę, kolejny durny romans, który dostałam od starej ciotki Muriell. Zdenerwowałam się na samą myśl o niej.
Ta kobieta była paskudna, pachniała równie okropnie. Pewnie wiecie, jak wyglądało jej życie. Stara baba ze stadem kotów, mieszkała sobie w śmierdzącej kapustą, zatęchłej i rozpadającej się ruderze. Na dodatek zawsze, gdy przyjeżdżała do mnie na urodziny dawała mi jakieś nudne romansidła.
— Może dzięki temu wyjdziesz za mąż — zawsze skrzeczała, gdy wręczała mi te stare, śmierdzące książki. — Panna w twoim wieku i nie ma jeszcze małżonka?
Wtedy zawsze dostawałam szału. Przyjeżdża sobie jakaś baba i jeszcze mnie obraża. Bezczelność, właśnie w takich momentach umiałam być naprawdę wredna. Z słodkim uśmiechem podałam jej wtedy „Historię Średniowiecza” mojego taty.
— Może dzięki temu ciocia kopnie w kalendarz — powiedziałam przesłodzonym głosem. — Kobieta w cioci wieku i jeszcze żyje?
Wtedy tata palnął mi ręką w łeb, ale który zawstydzony ojciec, by tego nie zrobił? Często musiał znosić moje humorki i wredne zachowanie. Byłam inna niż nastolatki w moim wieku, może bardziej chamska. Niektóre dziewczyny bały się coś powiedzieć, bo to może obrazić drugą osobę, ja nie miałam z tym problemu. Byłam bezpośrednia i szczera. Jednak, kiedy ktoś powiedział mi prawdę mi, to nie mówiłam, że „wcale tak nie jest”. Wiedziałam, że właśnie tak jest. Nie przeszkadzało mi moje zachowanie, byłam często wyniosła i pewna siebie, ale umiałam pomóc i doradzić.
Osobą, którą zostawiłam w Anglii i wiedziałam, że będę za nią naprawdę tęsknić, była prawdziwą przyjaciółką. Victore może i była paniusiowata i często zachowywała się jak księżniczka, ale była sobą i to w niej ceniłam.
Wrzuciłam książkę z powrotem do torby i obrzuciłam wszystkich pasażerów pogardliwym spojrzeniem. Miałam gdzieś maniery i kulturę osobistą, ci ludzie już mnie wnerwiali. Przypatrywali się mi jakbym była jakąś wystawą w sklepie. Czy nie mają swoich spraw na głowie? Muszą gapić się na normalnych ludzi? Niech spadają. Jeszcze ten facet, który siedział teraz obok mnie. Rozsiadł się jak król i teraz… gryzdał w brudnopisie?! Nie, no tego się nie spodziewałam. Kątem oka spojrzałam na rysunek i z ze zdziwienia aż wstrzymałam oddech. Obrazek przedstawiał stary dom, ale to nie to mnie tak zaskoczyło. Na pierwszym planie człowiek, chyba człowiek… W połowie obrośnięta włosami istota, postać była powyginana. Przystojna twarz chłopaka była ukazana w okropnym bólu, jego lewa noga była przyczepiona łańcuchem właśnie do ów domku. Na niebie świecił księżyc, była pełnia. Cały ten rysunek był jakiś przerażający, ale jednak ciekawy. Mężczyzna zauważył, że wpatruję się w jego dzieło, więc z trzaskiem zamknął zeszyt. Jednym słowem prostak. Ja tu się staram rozkminić o co chodzi, a bezczelnie mi na to nie pozwala. I nagle przyszło olśnienie… Przecież on przedstawił na tym obrazku przemianę w wilkołaka. Pff… Stare i oklepane, ale jednak urzekające. Bardzo lubiłam obrazy, często chodziłam na wystawy sztuki, co w Londynie było normalnością. Sama czasami coś rysowałam, malowałam, ale czym moje prace były do tych arcydzieł? Gównem zakopanym w ziemi, odkopanym po latach i twardym jak kamień. Po jaką cholerę ja w ogóle lecę do tego pieprzonego miasta? Ach… No tak, bo muszę. Cholerny sąd i te jego powalone prawa. Nie pełnoletni obywatel nie może przebywać w kraju bez opieki rodzica lub opiekuna prawnego, też mi bzdura! Jakoś przez pół miesiąca mieszkałam i co? Stało mi się coś? Nie. To niech się odwalą od normalnych ludzi i zajmą własną dupą. „Jedyna pani rodzina jest w Ameryce, musi pani zamieszkać u wuja w Mystic Falls. Pani wuj wyraził na to zgodę, jutro ma pani samolot do Stanów Zjednoczonych.” Głośno prychnęłam, a ten przystojny facet, który siedział obok spojrzał na mnie, a potem uniósł brew, jednak ja się tym ani trochę nie przejęłam. Jeszcze tego mi brakowało, że jakiś dwudziestoletni idiota będzie mnie prowokował. Cholera… Gdybym wtedy znalazła jakiś dobry argument na to żebym mogła zostać w Anglii, to uwierzcie mi, że bym go użyła, ale wtedy? Podniosłam wysoko brwi i powiedziałam, że mają pocałować mnie w dupę i nigdzie nie lecę. Oni jednak nic sobie z tego nie zrobili, bo stwierdzili, że moje zachowanie jest spowodowane stratą ojca. Po tym, jak to powiedzieli wyszłam z sali, głośno trzaskając drzwiami. Mój sąsiad w dalszym ciągu był rozbawiony moim zachowaniem.
— Bardzo śmieszne… — syknęłam z ironią w głosie, obrzucając go chłodnym spojrzeniem. — Po prostu pękam ze śmiechu.
W tym momencie na mnie spojrzał, pierwszy raz od początku podróży. Na jego twarzy pojawił się szok, a zaraz potem uśmiechnął się czarująco.
— Jak miło cię widzieć, Caroline — odezwał się i poznałam w jego głosie brytyjski akcent, taki jak mój. — Nie wiedziałem, że nie było cię w Mystic Falls.
Spojrzałam na niego jak na kosmitę. O co mu do diabła chodzi? Jaka Caroline? Czy on ma coś z mózgiem? Uniosłam wysoko brwi i uśmiechnęłam się ironicznie.
— Chyba mnie z kimś pomyliłeś, baranie — powiedziałam chłodno, w moich oczach pojawił się zimny błysk, a ja przeczesałam ręką włosy. — A dlaczego miałabym być?
Ten tylko prychnął pogardliwie.
— Kobiecie nie przystoi kłamać — warknął roztargniony.
— Mężczyźnie nie przystoi być prostakiem.
Zaskoczyły go moje słowa, ale nie dał tego po sobie poznać. Zamiast tego zbliżył się do mnie, a z jego twarzy zniknęły wszystkie uczucia. Nie dało się zupełnie niczego odczytać, istna obojętność.
— Uważaj na słowa, bo pochopnie użyte mogą sprowadzić na kogoś niebezpieczeństwo — powiedział ostrzegawczym tonem, a w jego oczach zabłyszczał chłód. — Następnym razem nie będę taki miły, kochanie.
— Nie no ja zaraz stąd wysiądę! — warknęłam do siebie, mając głęboko w dupie co ten bufon sobie pomyśli. 
— Słońce… — zaczął z rozbawionym uśmiechem. — …ale ty wiesz, że to jest samolot i jak stąd wyjdziesz to raczej już żywa nie wylądujesz?
Powstrzymałam się od parsknięcia śmiechem, więc tylko prychnęłam pogardliwie.
— Nie wpadłabym na to — zakpiłam z wrednym uśmieszkiem, a on uniósł brew.
Patrzałam jak głupia w jego oczy, które były jednym słowem piękne, a on wpatrywał się w moje. Od jego spojrzenia przeszedł mnie dreszcz, a mężczyzna widząc to uśmiechnął się z satysfakcją.
— Myślałem, że jesteś bardziej nieśmiałą osobą, Caroline — stwierdził z zadziornym uśmiechem.
A ten znowu zaczyna z tą swoją „Caroline”… Facet ma chyba coś z mózgiem, bo już drugi raz zwraca się do mnie właśnie tym imieniem, a mnie to już zaczynało denerwować.
— Mam pytanie — powiedziałam, mając głęboko w dupie to co prędzej powiedział. Gdy kiwnął głową, odezwałam się ponownie. — Ty udajesz głupiego czy po prostu już się taki urodziłeś?
Ten palant spojrzał tylko na mnie z politowaniem, a potem uśmiechnął się lekko. Nie rozumiałam go i za Chiny nie chciałam zrozumieć. Ten facet był jak kobieta podczas okresu, ciągle zmienny nastrój. Raz był zdenerwowany, zaraz potem rozbawiony, jeszcze później zaskoczony. Niech on się lepiej zastanowi co czuje, a nie odstawia tu jakieś marne przedstawienie.
— Powiedziałem już, żebyś uważała na słowa — syknął w moją stronę najwyraźniej zdenerwowany, a mnie to szczerze rozbawiło. Co on sobie myślał? No chyba nie, że się go wystraszę? — Chyba nie chcesz, żeby twoim przyjaciołom coś się stało, co?
W tym momencie z wściekłości zmrużyłam oczy. Żaden idiota od siedmiu boleści nie będzie mi groził! Co ten dureń sobie wyobraża? Zero kultury i dobrego wychowania, zero. Gdybym tylko mogła mu przywalić… Skąd on wie kto jest moim przyjacielem? Jak on śmie w ogóle się do mnie odzywać.
— Grozisz mi? — zapytałam chłodnym głosem, a moja jedna z brwi powędrowała ku górze. — I ty uważasz, że ja się ciebie boję?
Mężczyzna uśmiechnął się rozbawiony, a mnie o mało jasna cholera nie wzięła. Obiecuję, że jak zaraz ten jego uśmieszek nie zejdzie z jego gęby, to osobiście go z niej zerwę. Jak można mieć takie wysokie mniemanie o sobie? To jest tak prostackie jak beknięcie w kościele, czy pierdnięcie w kinie.
— Nie oszukujmy się, bo dobrze wiem, że się mnie boisz, Caroline — powiedział z wesołym uśmiechem, a ja prawie go uderzyłam.
 Ech… A mogłam go trzasnąć i byłoby po problemie, ale nie, bo oczywiście musiałam okazać dobroć dla zwierząt. Pieprzony, zakochany w sobie idiota! Jak on śmie się do mnie odzywać? Jak śmie mówić do mnie Caroline? Jak śmie mi grozić? Prychnęłam pogardliwie. Jego zachowanie było tak debilne jak nowy tatuaż Justina Biebera.
— Kurwa mać, facet! — Pierwszy raz się tak zirytowałam od czasu tej rozmowy z policjantem. — Nie jestem żadną Caroline! — Teraz byłam zdenerwowana, ale na sam koniec powiedziałam dobitnie. — Nazywam się Ronnialle Win i za cholerę nie wiem o co ci chodzi.
Facet spojrzał na mnie nieodgadnionym spojrzeniem i już więcej się nie odezwał. Mi to było na rękę, bo mogła sobie w spokoju pomyśleć, a tak słuchałam jego głupiego gadania.  Nie miałam pojęcia o co mu chodziło, bo ni z gruchy, ni z pietruchy wyskoczył z tą Caroline. Na dodatek groził mi, że zrobi coś moim przyjaciołom i to ma być normalny człowiek? Okay, przyznaję, że wygląda jak jeden z greckich bogów – tak samo przystojny jak oni. Jednak co z tego, że jest, jakby to powiedziała Victorie, „słodkim ciasteczkiem w czekoladzie”, jeśli jest także jakimś powalonym psychopatą. No, bo w końcu nie mógłby być normalny, skoro gada do mnie jakby mnie znał. Pokręciłam głową z politowaniem na swoją głupotę. Wylądujemy, a ja wysiądę z tego pieprzonego samolotu i zapomnę o równie walniętym mężczyźnie. Tyle, że pewnie zostało jeszcze sporo czasu zanim znajdziemy się na ziemi. I nagle usłyszałam głos w głośniku nad moją głową.
— Proszę przygotować się do lądowania.
Westchnęłam z ulgą i uśmiechnęłam się promiennie, w końcu nie będę musiała patrzeć na tego faceta. Jednak w mojej głowie dalej był widok oddalającego się ode mnie Londynu, który przez tyle lat był moim domem. Na samą myśl o tym, w moim gardle stawała wielka gula, tak bardzo chciałam tam wrócić! Najgorsze jednak było to, że zostawiłam tam zdruzgotaną Stellę, która cierpiała po stracie narzeczonego. Oczywiście, że kłóciłam się w sądzie o to, by mogła lecieć ze mną i żeby jej też opłacili lot, ale nie, bo po co? W późniejszych tygodniach denerwowałam się za każdym razem, gdy mój wuj nie pozwalał mi jej tu sprowadzić. Tyle, że ona była dla mnie jak siostra i mimo, że prawie została moją macochą, to i tak nic nie zmieniło. Była dla mnie czwartą najważniejszą osobą, zaraz po tacie, mamie i Vicki, a ja tak po prostu ją tam zostawiłam. Victorie też oczywiście się rozryczała, kiedy dowiedziała się, że Danny Win nie żyje. Ruda często u nas bywała, więc bardzo dobrze znała mojego ojca. Jednak, gdy powiedziałam jej, że się wyprowadzam to zemdlała, słowo daję. Po moich słowach „…i będę mieszkać w Mystic Falls w Ameryce” padła na ziemię jak deska, a ja nie mogłam przez pięć minut jej wybudzić. Tak się przestraszyłam, że wyjęłam z mojego plecaka jej skarpetki, które zawsze miała na w-fie (nie pytajcie jak się tam znalazły, bo sama nie wiem) i podstawiłam jej pod nos jak w tych wszystkich durnych filmach. I nie uwierzycie! Otworzyła oczy, a na jej twarzy pojawił się grymas bólu, który zaraz zamienił się na kwaśną minę.
— Co tak capi? — warknęła, zakrywając sobie nos rękoma. — Czyś ty zgłupiała.
Uniosła wtedy wysoko brew, uśmiechnęłam się też wrednie.
— Twoje skarpetki, słonko — powiedziałam, a na zgromiła mnie wzrokiem. Oczywiście, wcale się nie wystraszyłam, tylko zaczęłam się śmiać.
Z nimi mogłam gadać o wszystkim, nawet o moim pierwszym razie (ale czy tak to mogę nazwać?), a ani mój tata, ani mój były chłopak się o tym nie dowiedzieli. Zerwałam z nim zaraz po tym, jak go zdradziłam i zostawiłam go bez wyjaśnienia. Tak wiem… Była pieprzonym tchórzem i powinnam być spalona na stosie. Po tym zdarzeniu czułam cholerne wyrzuty sumienia i nie mogłam sobie spojrzeć w oczy. Mimo, że to nawet nie była moja wina, to był zwykły gwałt.
Jak to często bywa, poszłam na imprezę. Chłopak postawił mi drinka. Nie zauważyłam jak mi coś dosypuje. Potem była tylko ciemność. Obudziłam się damskim kiblu następnego dnia, leżałam na ziemi cała goła. Dość sporo czasu minęło od tego jak zrozumiałam gdzie jestem i co się stało. Nie ryczałam jak każdy zrobiłby w moim przypadku, ale po prostu się ubrałam. Na szczęście miałam czarne, skórzane spodnie i kurtkę, czerwoną koszulkę na ramiączkach i szpilki. Wczoraj wyglądałam w tym naprawdę świetnie, a nawet seksownie, ale w tamtym momencie? Jak jakaś wariatka, która uciekła ze szpitala dla psychicznie chorych ludzi. Rozczesałam ręką włosy i wróciłam do swojego domu. Taty, na szczęście, nie było w domu, więc natychmiast pobiegłam do Stelli i opowiedziałam o wszystkim. Gdybyście w tamtym momencie zobaczyli jej minę, aż się sama wystraszyłam. Dziewczyna stwierdziła, że możemy zaprosić do niej Vicki, więc to zrobiłam od razu, a ta była już w mieszkaniu po paru minutach.
— Prawie walnął we mnie tir! — wykrzyknęła, wchodząc do środka, ale gdy mnie zobaczyła na jej twarzy pojawiło się przerażenie. — Ja pierdzielę, Ronnie! Co się stało?
Od tamtego czasu one się zaprzyjaźniły, a ja starałam się zapomnieć o tamtym zdarzeniu.
Potrząsnęłam gwałtownie głową, a moje blond loki na moment znalazły się w powietrzu. Miałam o tym zapomnieć, nie myśleć już więcej o tym, co się wydarzyło. Nie mogłam tego wspominać, to zbyt bolało. Jednak oby dwa te wspomnienia wiązały się z tym, że mam świetne przyjaciółki, które o mały włos na zabiły tego gwałciciela. Mówię serio! Znalazły skądś jego adres i zakradły się do jego domu. Odkręciły gaz i z uśmiechami na ustach wyszły z jego mieszkania. Kurde… Gdybym nie okazała wtedy litości, to już dawno by nie żył, ale ja zadzwoniłam tylko po pomoc i uciekłam. Ten zasrany gnój jest teraz w pierdlu za gwałt, a ja żałuję tylko, że nie pozwoliłam mi wtedy zginąć. Kolejny raz pokręciłam stanowczo głową. Masz o tym nie myśleć, Win! Usłyszałam czyjeś parsknięcie, a chwilę później patrzałam w, błękitne i głębokie jak ocean, oczy faceta, który przez całą podróż mnie tak wnerwiał.
— I z czego znowu rżysz? — warknęłam w jego stronę, przeczesując ręką włosy. Mężczyzna uniósł brew, patrząc na mnie z lekkim rozbawieniem.
— Z ciebie — odpowiedział prosto, a ja uśmiechnęłam się kpiąco. Już teraz wiedziałam, że nawet jeśli będę chciała, to nie zapomnę o tym człowieku.
— Nie wiedziałam, że jestem taka zabawna — prychnęłam i bezczelnym uśmiechem.
Odpowiedział mi tylko tajemniczym uśmiechem i nie odezwaliśmy się do siebie już wcale. Chwilę później byłam już na lotnisku w Mystic Falls i witałam się z wujem.
— Chodź do samochodu — powiedział ostrym tonem, a moje brwi powędrowały do góry.
Prychnęłam jak rozjuszona kotka, patrząc na mężczyznę z pogardą.
— Ciebie też miło widzieć, wuju — powiedziałam z kpiącym uśmiechem. — Pójdę do samochodu, kiedy będzie mi się chciało, a ty nie myśl, że masz jakiekolwiek prawo by mi rozkazywać.
W jego oczach pojawiła się wściekłość, a ja uśmiechnęłam się z satysfakcją, Gówno mnie obchodziło, że jest zdenerwowany i zaraz mnie opieprzy.
— Posłuchaj mnie, gówniaro — syknął, łapiąc mnie za nadgarstek. — Albo będziesz się mnie słuchać, albo skończysz jak twój głupi tatulek.
Teraz to ja się wkurzyłam. W moich oczach pojawiła się nienawiść, a na moje usta wkradł się uśmiech szaleńca. Pierdolony cham jeden, jak śmie mi grozi?!
— A teraz, to ty mnie słuchaj, wypierdku mamuta — warknęłam pogardliwie, na co on się wzdrygnął. — Jeśli myślisz, że przestraszyły mnie twoje groźby od siedmiu boleści, to się myślisz. Jednak, jeśli jeszcze raz obrazisz mojego ojca, to skończysz gorzej niż on — wysyczałam to z taką nienawiścią, że zobaczyłam w jego oczach strach. — A teraz wieź mnie do domu, bo jestem zmęczona.

Bez słowa wziął moje walizki i włożył do bagażnika, a zaraz potem jechaliśmy już w stronę mojego nowego domu. Dziwiła mnie jednak jedna rzeczy… Przecież już w zeszłym roku byłam u niego na wakacjach, ale był zupełnie inny. Miły, życzliwy, kochający i pomocny – tak go właśnie zapamiętałam. Tutaj dzieję się coś złego i ja dowiem się o co chodzi. Nawet nie zachowywał się jak dawny wujek Tony, ubierał się inaczej, chodził inaczej, był całkowicie inny. Jeśli on myślał, że mnie sprowokuje, to mu się coś nie udało, bo ja dalej jestem opanowana. Jednak jeszcze kilka słów więcej o mojej rodzinie, to jego gęba byłaby rozgnieciona na chodniku. Chwilę później zaparkował swój samochód na podjeździe, a ja zobaczyłam swój nowy dom. Nie był najgorszy, ale wolałam tamten w Londynie. Od początku wiedziałam, że pomysł z przyjechaniem tutaj nie jest najlepszy, ale teraz jeszcze bardziej chciałam wrócić do Anglii. Wyszłam z auta i weszłam do domu, a potem poszłam do swojego pokoju. Skąd wiedziałam gdzie jest? Ostatnio był w tym samym miejscu. Parsknęłam lekko i położyłam się spać w rzeczach.

---------------------
Ka bum! <3
Jest drugi rozdział, który dedykuję... Weronice Landowskiej :*
Kiedy będzie kolejny? Nie mam pojęcie. Za tydzień lub dwa c:
Do napisania, kochani.

4 komentarze:

  1. A NAPISAŁAM , ŻE ROZDZIAŁY BĘDĄ REGULARNIE!!!! MAŁPO JEDNA! NIE WYWIAZUJESZ SIĘ!
    ROZDZIAŁ PRIMO <3
    Wgl jestem pierwsa ;p
    Aaaa rozdział superowy <3
    Pozdrawiam i weny
    Paulla K
    Ps. plz nie bij za króki kom . Z naszej dwójki to ty jesteś od pisania długch komów kociaku :p

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział super, ciekawa jestem o co chodzi z tym facetem. A jak ten rozdział miał być dla mnie to przeczytaj sobie moje nazwisko, bo jak będzie jeszcze raz taka pomyłka to ciebie udusić ;) ale i tak dzięki♡

    OdpowiedzUsuń
  3. No i jak zwykle ryję się jak głupia do monitora XD Ta cała R-cośtam (nie mam pamięci do imion XD) jest sobowtórem Caroline? Chyba tak, a nawet jeśli nie, to i tak jest genialna i ją kocham <3
    Tekst: "— Może dzięki temu ciocia kopnie w kalendarz — powiedziałam przesłodzonym głosem. — Kobieta w cioci wieku i jeszcze żyje?" całkowicie powalił mnie na łopatki :D
    Świetny blog! Świetny rozdział! Świetne wszystko :D <3
    KOCHAM CIĘ, ZGREDZIE MÓJ! :* :* :*

    OdpowiedzUsuń

Szkielet Smoka Zaczarowane Szablony