Stałam
przy oknie na lotnisku, czekając na odprawę, ale oczywiście musiała się
opóźnić. Przeczesałam dłonią włosy i skrzyżowałam ręce na piersi, byłam
znudzona. Miałam na sobie czarną, zwiewną sukienkę do połowy ud, tego samego
koloru szpilki i białą torebkę. Znudzenie przerodziło się w irytację, a potem w
zdenerwowanie. Z wściekłości zaczęłam postukiwać palcami w barierkę, cholerne
opóźnienia. Od śmierci ojca byłam
jeszcze bardziej nerwowa, nie pogodziłam z tym, że już go nie ma. Na
dodatek musiałam przeprowadzić się z przepięknego Londynu do jakiegoś
pieprzonego miasta i zamieszkać ze znienawidzonym wujem. Od tak mam porzucić
swoje dotychczasowe życie i przelecieć samolotem pół świata, żeby się
przeprowadzić do Mystic Falls i zamieszkać z zupełnie nie znanym mi mężczyzną.
W Anglii miałam przyjaciół, ale tutaj tak szybko na pewno nie znajdę. Poza tym
to wszystko jest do dupy. Zero kontaktu ze światem, koniec mojego podróżowania,
koniec wolności i zabawy. Wątpię, że znajdę tu cokolwiek co mi się spodoba albo
zdziwi. No, bo co ciekawego może być w takim miasteczku od siedmiu boleści?
Czym to w ogóle jest w porównaniu do przepięknego Londynu? Po godzinie byłam
już w samolocie i wręcz skakałam z radości, że opuszczam Anglię. Włożyłam
słuchawki w uszy zaczęłam słuchać muzyki, przymykając oczy. Jednak nim
wystartowaliśmy stanął przede mną mężczyzna, bardzo przystojny mężczyzna. Z
niechęcią wyłączyłam piosenkę i wyciągnęłam słuchawki, nie miałam zamiaru z
nikim gadać.
—
Czego? — warknęłam na powitanie.
—
Mogę się dosiąść? — zapytał z uroczym uśmiechem, nie przejmując się moim tonem.
—
A rób sobie co chcesz…
Po
tych słowach na powrót słyszałam brzmienie ów melodii. Zrelaksowałam się,
zamykając oczy i wsłuchując się słowa dobrze znanej mi piosenki. Wyciągnęłam z
torby książkę, kolejny durny romans, który dostałam od starej ciotki Muriell.
Zdenerwowałam się na samą myśl o niej.
Ta
kobieta była paskudna, pachniała równie okropnie. Pewnie wiecie, jak wyglądało
jej życie. Stara baba ze stadem kotów, mieszkała sobie w śmierdzącej kapustą,
zatęchłej i rozpadającej się ruderze. Na dodatek zawsze, gdy przyjeżdżała do
mnie na urodziny dawała mi jakieś nudne romansidła.
— Może
dzięki temu wyjdziesz za mąż — zawsze skrzeczała, gdy wręczała mi te stare,
śmierdzące książki. — Panna w twoim wieku i nie ma jeszcze małżonka?
Wtedy
zawsze dostawałam szału. Przyjeżdża sobie jakaś baba i jeszcze mnie obraża.
Bezczelność, właśnie w takich momentach umiałam być naprawdę wredna. Z słodkim
uśmiechem podałam jej wtedy „Historię Średniowiecza” mojego taty.
— Może
dzięki temu ciocia kopnie w kalendarz — powiedziałam przesłodzonym głosem. —
Kobieta w cioci wieku i jeszcze żyje?
Wtedy
tata palnął mi ręką w łeb, ale który zawstydzony ojciec, by tego nie zrobił?
Często musiał znosić moje humorki i wredne zachowanie. Byłam inna niż
nastolatki w moim wieku, może bardziej chamska. Niektóre dziewczyny bały się
coś powiedzieć, bo to może obrazić drugą osobę, ja nie miałam z tym problemu.
Byłam bezpośrednia i szczera. Jednak, kiedy ktoś powiedział mi prawdę mi, to
nie mówiłam, że „wcale tak nie jest”. Wiedziałam, że właśnie tak jest. Nie
przeszkadzało mi moje zachowanie, byłam często wyniosła i pewna siebie, ale
umiałam pomóc i doradzić.
Osobą,
którą zostawiłam w Anglii i wiedziałam, że będę za nią naprawdę tęsknić, była
prawdziwą przyjaciółką. Victore może i była paniusiowata i często zachowywała
się jak księżniczka, ale była sobą i to w niej ceniłam.
Wrzuciłam
książkę z powrotem do torby i obrzuciłam wszystkich pasażerów pogardliwym
spojrzeniem. Miałam gdzieś maniery i kulturę osobistą, ci ludzie już mnie
wnerwiali. Przypatrywali się mi jakbym była jakąś wystawą w sklepie. Czy nie
mają swoich spraw na głowie? Muszą gapić się na normalnych ludzi? Niech
spadają. Jeszcze ten facet, który siedział teraz obok mnie. Rozsiadł się jak
król i teraz… gryzdał w brudnopisie?! Nie, no tego się nie spodziewałam. Kątem
oka spojrzałam na rysunek i z ze zdziwienia aż wstrzymałam oddech. Obrazek
przedstawiał stary dom, ale to nie to mnie tak zaskoczyło. Na pierwszym planie
człowiek, chyba człowiek… W połowie obrośnięta włosami istota, postać była
powyginana. Przystojna twarz chłopaka była ukazana w okropnym bólu, jego lewa
noga była przyczepiona łańcuchem właśnie do ów domku. Na niebie świecił
księżyc, była pełnia. Cały ten rysunek był jakiś przerażający, ale jednak
ciekawy. Mężczyzna zauważył, że wpatruję się w jego dzieło, więc z trzaskiem
zamknął zeszyt. Jednym słowem prostak. Ja tu się staram rozkminić o co chodzi,
a bezczelnie mi na to nie pozwala. I nagle przyszło olśnienie… Przecież on
przedstawił na tym obrazku przemianę w wilkołaka. Pff… Stare i oklepane, ale
jednak urzekające. Bardzo lubiłam obrazy, często chodziłam na wystawy sztuki,
co w Londynie było normalnością. Sama czasami coś rysowałam, malowałam, ale
czym moje prace były do tych arcydzieł? Gównem zakopanym w ziemi, odkopanym po
latach i twardym jak kamień. Po jaką cholerę ja w ogóle lecę do tego
pieprzonego miasta? Ach… No tak, bo muszę. Cholerny sąd i te jego powalone
prawa. Nie pełnoletni obywatel nie może przebywać w kraju bez opieki rodzica
lub opiekuna prawnego, też mi bzdura! Jakoś przez pół miesiąca mieszkałam i co?
Stało mi się coś? Nie. To niech się odwalą od normalnych ludzi i zajmą własną
dupą. „Jedyna pani rodzina jest w Ameryce, musi pani zamieszkać u wuja w Mystic
Falls. Pani wuj wyraził na to zgodę, jutro ma pani samolot do Stanów
Zjednoczonych.” Głośno prychnęłam, a ten przystojny facet, który siedział obok
spojrzał na mnie, a potem uniósł brew, jednak ja się tym ani trochę nie przejęłam.
Jeszcze tego mi brakowało, że jakiś dwudziestoletni idiota będzie mnie
prowokował. Cholera… Gdybym wtedy znalazła jakiś dobry argument na to żebym
mogła zostać w Anglii, to uwierzcie mi, że bym go użyła, ale wtedy? Podniosłam
wysoko brwi i powiedziałam, że mają pocałować mnie w dupę i nigdzie nie lecę.
Oni jednak nic sobie z tego nie zrobili, bo stwierdzili, że moje zachowanie
jest spowodowane stratą ojca. Po tym, jak to powiedzieli wyszłam z sali, głośno
trzaskając drzwiami. Mój sąsiad w dalszym ciągu był rozbawiony moim
zachowaniem.
— Bardzo
śmieszne… — syknęłam z ironią w głosie, obrzucając go chłodnym spojrzeniem. —
Po prostu pękam ze śmiechu.
W tym
momencie na mnie spojrzał, pierwszy raz od początku podróży. Na jego twarzy
pojawił się szok, a zaraz potem uśmiechnął się czarująco.
— Jak
miło cię widzieć, Caroline — odezwał się i poznałam w jego głosie brytyjski
akcent, taki jak mój. — Nie wiedziałem, że nie było cię w Mystic Falls.
Spojrzałam
na niego jak na kosmitę. O co mu do diabła chodzi? Jaka Caroline? Czy on ma coś
z mózgiem? Uniosłam wysoko brwi i uśmiechnęłam się ironicznie.
— Chyba
mnie z kimś pomyliłeś, baranie — powiedziałam chłodno, w moich oczach pojawił
się zimny błysk, a ja przeczesałam ręką włosy. — A dlaczego miałabym być?
Ten
tylko prychnął pogardliwie.
—
Kobiecie nie przystoi kłamać — warknął roztargniony.
—
Mężczyźnie nie przystoi być prostakiem.
Zaskoczyły
go moje słowa, ale nie dał tego po sobie poznać. Zamiast tego zbliżył się do
mnie, a z jego twarzy zniknęły wszystkie uczucia. Nie dało się zupełnie niczego
odczytać, istna obojętność.
— Uważaj
na słowa, bo pochopnie użyte mogą sprowadzić na kogoś niebezpieczeństwo —
powiedział ostrzegawczym tonem, a w jego oczach zabłyszczał chłód. — Następnym
razem nie będę taki miły, kochanie.
— Nie no
ja zaraz stąd wysiądę! — warknęłam do siebie, mając głęboko w dupie co ten
bufon sobie pomyśli.
—
Słońce… — zaczął z rozbawionym uśmiechem. — …ale ty wiesz, że to jest samolot i
jak stąd wyjdziesz to raczej już żywa nie wylądujesz?
Powstrzymałam
się od parsknięcia śmiechem, więc tylko prychnęłam pogardliwie.
— Nie
wpadłabym na to — zakpiłam z wrednym uśmieszkiem, a on uniósł brew.
Patrzałam
jak głupia w jego oczy, które były jednym słowem piękne, a on wpatrywał się w
moje. Od jego spojrzenia przeszedł mnie dreszcz, a mężczyzna widząc to
uśmiechnął się z satysfakcją.
—
Myślałem, że jesteś bardziej nieśmiałą osobą, Caroline — stwierdził z
zadziornym uśmiechem.
A ten
znowu zaczyna z tą swoją „Caroline”… Facet ma chyba coś z mózgiem, bo już drugi
raz zwraca się do mnie właśnie tym imieniem, a mnie to już zaczynało
denerwować.
— Mam
pytanie — powiedziałam, mając głęboko w dupie to co prędzej powiedział. Gdy
kiwnął głową, odezwałam się ponownie. — Ty udajesz głupiego czy po prostu już
się taki urodziłeś?
Ten
palant spojrzał tylko na mnie z politowaniem, a potem uśmiechnął się lekko. Nie
rozumiałam go i za Chiny nie chciałam zrozumieć. Ten facet był jak kobieta
podczas okresu, ciągle zmienny nastrój. Raz był zdenerwowany, zaraz potem
rozbawiony, jeszcze później zaskoczony. Niech on się lepiej zastanowi co czuje,
a nie odstawia tu jakieś marne przedstawienie.
—
Powiedziałem już, żebyś uważała na słowa — syknął w moją stronę najwyraźniej
zdenerwowany, a mnie to szczerze rozbawiło. Co on sobie myślał? No chyba nie,
że się go wystraszę? — Chyba nie chcesz, żeby twoim przyjaciołom coś się stało,
co?
W tym
momencie z wściekłości zmrużyłam oczy. Żaden idiota od siedmiu boleści nie
będzie mi groził! Co ten dureń sobie wyobraża? Zero kultury i dobrego wychowania,
zero. Gdybym tylko mogła mu przywalić… Skąd on wie kto jest moim przyjacielem?
Jak on śmie w ogóle się do mnie odzywać.
—
Grozisz mi? — zapytałam chłodnym głosem, a moja jedna z brwi powędrowała ku
górze. — I ty uważasz, że ja się ciebie boję?
Mężczyzna
uśmiechnął się rozbawiony, a mnie o mało jasna cholera nie wzięła. Obiecuję, że
jak zaraz ten jego uśmieszek nie zejdzie z jego gęby, to osobiście go z niej
zerwę. Jak można mieć takie wysokie mniemanie o sobie? To jest tak prostackie
jak beknięcie w kościele, czy pierdnięcie w kinie.
— Nie
oszukujmy się, bo dobrze wiem, że się mnie boisz, Caroline — powiedział z
wesołym uśmiechem, a ja prawie go uderzyłam.
Ech… A mogłam go trzasnąć i byłoby po
problemie, ale nie, bo oczywiście musiałam okazać dobroć dla zwierząt.
Pieprzony, zakochany w sobie idiota! Jak on śmie się do mnie odzywać? Jak śmie
mówić do mnie Caroline? Jak śmie mi grozić? Prychnęłam pogardliwie. Jego
zachowanie było tak debilne jak nowy tatuaż Justina Biebera.
— Kurwa
mać, facet! — Pierwszy raz się tak zirytowałam od czasu tej rozmowy z
policjantem. — Nie jestem żadną Caroline! — Teraz byłam zdenerwowana, ale na
sam koniec powiedziałam dobitnie. — Nazywam się Ronnialle Win i za cholerę nie
wiem o co ci chodzi.
Facet
spojrzał na mnie nieodgadnionym spojrzeniem i już więcej się nie odezwał. Mi to
było na rękę, bo mogła sobie w spokoju pomyśleć, a tak słuchałam jego głupiego
gadania. Nie miałam pojęcia o co mu
chodziło, bo ni z gruchy, ni z pietruchy wyskoczył z tą Caroline. Na dodatek
groził mi, że zrobi coś moim przyjaciołom i to ma być normalny człowiek? Okay,
przyznaję, że wygląda jak jeden z greckich bogów – tak samo przystojny jak oni.
Jednak co z tego, że jest, jakby to powiedziała Victorie, „słodkim ciasteczkiem
w czekoladzie”, jeśli jest także jakimś powalonym psychopatą. No, bo w końcu
nie mógłby być normalny, skoro gada do mnie jakby mnie znał. Pokręciłam głową z
politowaniem na swoją głupotę. Wylądujemy, a ja wysiądę z tego pieprzonego
samolotu i zapomnę o równie walniętym mężczyźnie. Tyle, że pewnie zostało
jeszcze sporo czasu zanim znajdziemy się na ziemi. I nagle usłyszałam głos w
głośniku nad moją głową.
— Proszę
przygotować się do lądowania.
Westchnęłam
z ulgą i uśmiechnęłam się promiennie, w końcu nie będę musiała patrzeć na tego
faceta. Jednak w mojej głowie dalej był widok oddalającego się ode mnie
Londynu, który przez tyle lat był moim domem. Na samą myśl o tym, w moim gardle
stawała wielka gula, tak bardzo chciałam tam wrócić! Najgorsze jednak było to,
że zostawiłam tam zdruzgotaną Stellę, która cierpiała po stracie narzeczonego. Oczywiście,
że kłóciłam się w sądzie o to, by mogła lecieć ze mną i żeby jej też opłacili
lot, ale nie, bo po co? W późniejszych tygodniach denerwowałam się za każdym
razem, gdy mój wuj nie pozwalał mi jej tu sprowadzić. Tyle, że ona była dla
mnie jak siostra i mimo, że prawie została moją macochą, to i tak nic nie
zmieniło. Była dla mnie czwartą najważniejszą osobą, zaraz po tacie, mamie i
Vicki, a ja tak po prostu ją tam zostawiłam. Victorie też oczywiście się
rozryczała, kiedy dowiedziała się, że Danny Win nie żyje. Ruda często u nas
bywała, więc bardzo dobrze znała mojego ojca. Jednak, gdy powiedziałam jej, że
się wyprowadzam to zemdlała, słowo daję. Po moich słowach „…i będę mieszkać w
Mystic Falls w Ameryce” padła na ziemię jak deska, a ja nie mogłam przez pięć
minut jej wybudzić. Tak się przestraszyłam, że wyjęłam z mojego plecaka jej
skarpetki, które zawsze miała na w-fie (nie pytajcie jak się tam znalazły, bo
sama nie wiem) i podstawiłam jej pod nos jak w tych wszystkich durnych filmach.
I nie uwierzycie! Otworzyła oczy, a na jej twarzy pojawił się grymas bólu,
który zaraz zamienił się na kwaśną minę.
— Co tak
capi? — warknęła, zakrywając sobie nos rękoma. — Czyś ty zgłupiała.
Uniosła
wtedy wysoko brew, uśmiechnęłam się też wrednie.
— Twoje
skarpetki, słonko — powiedziałam, a na zgromiła mnie wzrokiem. Oczywiście,
wcale się nie wystraszyłam, tylko zaczęłam się śmiać.
Z nimi
mogłam gadać o wszystkim, nawet o moim pierwszym razie (ale czy tak to mogę
nazwać?), a ani mój tata, ani mój były chłopak się o tym nie dowiedzieli.
Zerwałam z nim zaraz po tym, jak go zdradziłam i zostawiłam go bez wyjaśnienia.
Tak wiem… Była pieprzonym tchórzem i powinnam być spalona na stosie. Po tym
zdarzeniu czułam cholerne wyrzuty sumienia i nie mogłam sobie spojrzeć w oczy.
Mimo, że to nawet nie była moja wina, to był zwykły gwałt.
Jak to
często bywa, poszłam na imprezę. Chłopak postawił mi drinka. Nie zauważyłam jak
mi coś dosypuje. Potem była tylko ciemność. Obudziłam się damskim kiblu
następnego dnia, leżałam na ziemi cała goła. Dość sporo czasu minęło od tego
jak zrozumiałam gdzie jestem i co się stało. Nie ryczałam jak każdy zrobiłby w
moim przypadku, ale po prostu się ubrałam. Na szczęście miałam czarne, skórzane
spodnie i kurtkę, czerwoną koszulkę na ramiączkach i szpilki. Wczoraj
wyglądałam w tym naprawdę świetnie, a nawet seksownie, ale w tamtym momencie?
Jak jakaś wariatka, która uciekła ze szpitala dla psychicznie chorych ludzi.
Rozczesałam ręką włosy i wróciłam do swojego domu. Taty, na szczęście, nie było
w domu, więc natychmiast pobiegłam do Stelli i opowiedziałam o wszystkim.
Gdybyście w tamtym momencie zobaczyli jej minę, aż się sama wystraszyłam.
Dziewczyna stwierdziła, że możemy zaprosić do niej Vicki, więc to zrobiłam od
razu, a ta była już w mieszkaniu po paru minutach.
— Prawie
walnął we mnie tir! — wykrzyknęła, wchodząc do środka, ale gdy mnie zobaczyła
na jej twarzy pojawiło się przerażenie. — Ja pierdzielę, Ronnie! Co się stało?
Od
tamtego czasu one się zaprzyjaźniły, a ja starałam się zapomnieć o tamtym
zdarzeniu.
Potrząsnęłam
gwałtownie głową, a moje blond loki na moment znalazły się w powietrzu. Miałam
o tym zapomnieć, nie myśleć już więcej o tym, co się wydarzyło. Nie mogłam tego
wspominać, to zbyt bolało. Jednak oby dwa te wspomnienia wiązały się z tym, że
mam świetne przyjaciółki, które o mały włos na zabiły tego gwałciciela. Mówię
serio! Znalazły skądś jego adres i zakradły się do jego domu. Odkręciły gaz i z
uśmiechami na ustach wyszły z jego mieszkania. Kurde… Gdybym nie okazała wtedy
litości, to już dawno by nie żył, ale ja zadzwoniłam tylko po pomoc i uciekłam.
Ten zasrany gnój jest teraz w pierdlu za gwałt, a ja żałuję tylko, że nie
pozwoliłam mi wtedy zginąć. Kolejny raz pokręciłam stanowczo głową. Masz o tym
nie myśleć, Win! Usłyszałam czyjeś parsknięcie, a chwilę później patrzałam w,
błękitne i głębokie jak ocean, oczy faceta, który przez całą podróż mnie tak
wnerwiał.
— I z
czego znowu rżysz? — warknęłam w jego stronę, przeczesując ręką włosy. Mężczyzna
uniósł brew, patrząc na mnie z lekkim rozbawieniem.
— Z
ciebie — odpowiedział prosto, a ja uśmiechnęłam się kpiąco. Już teraz
wiedziałam, że nawet jeśli będę chciała, to nie zapomnę o tym człowieku.
— Nie
wiedziałam, że jestem taka zabawna — prychnęłam i bezczelnym uśmiechem.
Odpowiedział
mi tylko tajemniczym uśmiechem i nie odezwaliśmy się do siebie już wcale.
Chwilę później byłam już na lotnisku w Mystic Falls i witałam się z wujem.
— Chodź
do samochodu — powiedział ostrym tonem, a moje brwi powędrowały do góry.
Prychnęłam
jak rozjuszona kotka, patrząc na mężczyznę z pogardą.
— Ciebie
też miło widzieć, wuju — powiedziałam z kpiącym uśmiechem. — Pójdę do
samochodu, kiedy będzie mi się chciało, a ty nie myśl, że masz jakiekolwiek
prawo by mi rozkazywać.
W jego
oczach pojawiła się wściekłość, a ja uśmiechnęłam się z satysfakcją, Gówno mnie
obchodziło, że jest zdenerwowany i zaraz mnie opieprzy.
—
Posłuchaj mnie, gówniaro — syknął, łapiąc mnie za nadgarstek. — Albo będziesz
się mnie słuchać, albo skończysz jak twój głupi tatulek.
Teraz to
ja się wkurzyłam. W moich oczach pojawiła się nienawiść, a na moje usta wkradł
się uśmiech szaleńca. Pierdolony cham jeden, jak śmie mi grozi?!
— A
teraz, to ty mnie słuchaj, wypierdku mamuta — warknęłam pogardliwie, na co on
się wzdrygnął. — Jeśli myślisz, że przestraszyły mnie twoje groźby od siedmiu
boleści, to się myślisz. Jednak, jeśli jeszcze raz obrazisz mojego ojca, to
skończysz gorzej niż on — wysyczałam to z taką nienawiścią, że zobaczyłam w
jego oczach strach. — A teraz wieź mnie do domu, bo jestem zmęczona.
Bez
słowa wziął moje walizki i włożył do bagażnika, a zaraz potem jechaliśmy już w
stronę mojego nowego domu. Dziwiła mnie jednak jedna rzeczy… Przecież już w zeszłym
roku byłam u niego na wakacjach, ale był zupełnie inny. Miły, życzliwy,
kochający i pomocny – tak go właśnie zapamiętałam. Tutaj dzieję się coś złego i
ja dowiem się o co chodzi. Nawet nie zachowywał się jak dawny wujek Tony,
ubierał się inaczej, chodził inaczej, był całkowicie inny. Jeśli on myślał, że
mnie sprowokuje, to mu się coś nie udało, bo ja dalej jestem opanowana. Jednak
jeszcze kilka słów więcej o mojej rodzinie, to jego gęba byłaby rozgnieciona na
chodniku. Chwilę później zaparkował swój samochód na podjeździe, a ja
zobaczyłam swój nowy dom. Nie był najgorszy, ale wolałam tamten w Londynie. Od
początku wiedziałam, że pomysł z przyjechaniem tutaj nie jest najlepszy, ale
teraz jeszcze bardziej chciałam wrócić do Anglii. Wyszłam z auta i weszłam do
domu, a potem poszłam do swojego pokoju. Skąd wiedziałam gdzie jest? Ostatnio
był w tym samym miejscu. Parsknęłam lekko i położyłam się spać w rzeczach.
---------------------
Ka bum! <3
Jest drugi rozdział, który dedykuję... Weronice Landowskiej :*
Kiedy będzie kolejny? Nie mam pojęcie. Za tydzień lub dwa c:
Do napisania, kochani.
A NAPISAŁAM , ŻE ROZDZIAŁY BĘDĄ REGULARNIE!!!! MAŁPO JEDNA! NIE WYWIAZUJESZ SIĘ!
OdpowiedzUsuńROZDZIAŁ PRIMO <3
Wgl jestem pierwsa ;p
Aaaa rozdział superowy <3
Pozdrawiam i weny
Paulla K
Ps. plz nie bij za króki kom . Z naszej dwójki to ty jesteś od pisania długch komów kociaku :p
*A PISAŁAŚ
Usuńkurde durna klawiatura -_-
Rozdział super, ciekawa jestem o co chodzi z tym facetem. A jak ten rozdział miał być dla mnie to przeczytaj sobie moje nazwisko, bo jak będzie jeszcze raz taka pomyłka to ciebie udusić ;) ale i tak dzięki♡
OdpowiedzUsuńNo i jak zwykle ryję się jak głupia do monitora XD Ta cała R-cośtam (nie mam pamięci do imion XD) jest sobowtórem Caroline? Chyba tak, a nawet jeśli nie, to i tak jest genialna i ją kocham <3
OdpowiedzUsuńTekst: "— Może dzięki temu ciocia kopnie w kalendarz — powiedziałam przesłodzonym głosem. — Kobieta w cioci wieku i jeszcze żyje?" całkowicie powalił mnie na łopatki :D
Świetny blog! Świetny rozdział! Świetne wszystko :D <3
KOCHAM CIĘ, ZGREDZIE MÓJ! :* :* :*